Balsam na dziury w sercu

Scenka rodzajowa - jesienna niepogoda, leje pionowo, jak z cebra, P wraca ze szkoły przemoczony do suchej nitki (normalnie można go wykręcać); ja: Jak ty wyglądasz???!!! Przecież chyba widzisz, że leje?!!! Gdzie masz kurtkę?!!!; P: W plecaku... ; ja: To czemu jej nie założyłeś?!; P: Bo to nie jest kurtka uszyta przez Ciebie... 

Kurtyna...

 I w ten oto sposób odniosłam mój prywatny, wewnętrzny sukces nad znaną firmą sportową. Nic tak nie poprawiło mi humoru, jak to ostatnie zdanie z ust Młodszego. Normalnie wszystkie dziury w sercu mi się zasklepiły i poczułam, że będę dalej szyć! Kurtki będę szyć!

 I tutaj rozpoczyna się historia rekordowo długiego procesu, który zakończył się trzydniowym maratonem szyciowym. A było to tak: w 2015 zakupiłam 5 m pikówki dwustronnej z ociepleniem w kolorze seledynowo - czarnym z zamiarem uszycia czterech kurtek dla mojego teamu. Skroiłam cztery kurtki, każda z kapturem, każda po trzy zamki, każda obszyta elastyczną/gumową lamówką. Zeszyłam tylko tę najmniejszą, bo była potrzeba. Reszta poszła do szafy. Była wiosna. Potem kolejne pory roku minęły zgodnie z kalendarzem. W 2016 przewietrzyłam skrojone elementy w corocznym sprzątaniu szafy z materiałami. W 2017, gdzieś w okolicy marca, okazało się, że mała kurteczka dla Młodszego się "skurczyła". Kolejny raz wyjęłam wszystkie skrojone elementy i wzięłam się do szycia. Wyszła kurtka dla mnie, kurtka dla Starszego... i kolejna kurtka dla Młodszego. Mąż się nie załapał na seledyn... W zamian dostał granatowy softshell... A my mamy kurtki w odblaskowym kolorze z dwustronnej pikówki, po trzy zamki każda, z kapturem każda i każda obszyta lamówką elastyczną/gumową. 

I tylko nie pytajcie mnie jakie to były wykroje... Na pewno z Burdy... Na pewno jakaś luźna adaptacja... 

 

 

 

Skupiska atomów

- Boże! Co to za bajzel! - krzyknęłam ostatniego dnia roku szkolnego AD 2016/2017, potykając się o plecak szkolny, zawierający w dalszym ciągu zeszyty przedmiotowe, artystycznie przykryty ubraniem galowym. 

 - To nie bałagan - dobiegł mych uszu głos Starszego - To skupiska atomów!    

  O! To wiele zmienia. Jeżeli chemia wchodzi mi do domu i zalega w postaci skupisk, to ja nie mogę być przeciwna rozwojowi nauki. Absolutnie! Ja mogę tej nauce tylko pomóc, czyli powiększyć skupiska atomów, dokładając do nich kolejne uszyte ubrania. Następnie mogę prowadzić obserwacje, czy skupiska ulegną przemieszczeniu, rozproszeniu czy zdecydowanemu powiększeniu. 

 Hymm, ale, że takie spodnie dresowe, to z atomów są złożone... Hymm... Ja myślałam, ba!, byłam święcie przekonana, że z dzianiny dresowej pętelkowej. A gdzie dzianina dresowa, a gdzie atomy? No? Analiza Kowalski!

  Ostatnie spodnie dresowe, które bez wątpienia staną się elementem składowym skupisk atomów, uszyłam z dresówki pętelkowej w kolorze jeans. Wykorzystałam wykrój z Ottobre, bo Ottobre jest świetne dla szczupłych i wysokich. Oczywiście dawno wykroczyłam poza górną granicę rozmiarówki. Modele na 170 cm ulegają modyfikacji, głównie wydłużeniu. Nic przy tym nie tracą na swej atrakcyjności. Spodnie dresowe mają ciekawe cięcia , fajnie profilowane kieszenie,szeroki pas i obniżony krok. Idealne dla młodzieży na każdym etapie rozwoju. Do tego świetnie leżą. Ale tutaj to zapewne zasługa sylwetki i dresówki od miekkie.com

  Ale najbardziej, tak naj naj najbardziej podoba mi się, że miekkie.com ma ściągacze idealnie pasujące do dzianiny! Dzianina w kolorze jeans i ściągacz gładki w tym samym kolorze - cool! Do tego dzianinę świetnie się szyje i użytkuje. A zaznaczyć muszę, że użytkowanie jest ekstremalne - obóz harcerski w byłej bazie wojskowej.  Młodzież zgłasza zapotrzebowanie na kolejne spodnie, no to wiadomo, gdzie kliknę ;) 

  A atomy? Z pewnością są, bo odnotowałam występowanie skupisk. Obserwacje prowadzę. A międzyczasie chyba sobie też takie spodnie uszyję i bluzę... widziałam fajne dzianiny... 

 

  

 

Hurtownia

 Taka sytuacja: uszyłam 18 bluz w rozmiarach 146 i 152 w 4 dni. Można? Można. Trzeba tylko przyjąć pewne wytyczne: nie jem, jak nie jem to nie gotuję, nie sprzątam - nie opłaca się, bo robię bałagan na bieżąco, mogłabym też nie spać, ale to już groziło wypadkiem.

 18 bluz powstało z dzianiny pętelkowej w dwóch kolorach szarym i turkusowym. Wersja męska bluzy była szara z turkusowym wnętrzem kaptura, wersja damska była turkusowa z popielatym kapturem. 4 dni... nooo dobra, 4 dni z małym hakiem. Jeden dzień zajęło wyliczenie potrzebnego metrażu, zakupy materiałowe (udało się nabyć całość w jednym sklepie stacjonarnym) i sporządzenie wykrojów w dwóch rozmiarach na bazie modelu z Ottobre.  Kolejny dzień spędziłam na krojeniu i dopiero po tym zajęłam się szyciem, które wypełniło mi cztery dni. Czyli w sumie sześć dni, w siódmym odpoczywałam. Normalnie jak na taśmie, tylko wszystkie elementy przechodziły przez moje ręce. Potem bluzy trafiły do firmy robiącej nadruki i każda uzyskała odpowiednie imię. 

 W taki sposób grupa dziesięciolatków otrzymała praktyczny prezent, który stał się prezentem godnym pozazdroszczenia. Wiadomo, mamy takie bluzy, jakich nie ma nikt. I nieskromnie powiem, że bluzy są w użyciu stale. Materiał dzielnie znosi pranie, naciąganie, rzucanie w kąt, ścisk w plecaku i zwis na wieszaku. Napis też nie odniósł uszczerbku na swej jakości. 

Bluzowanie.

Oto "Nieja" i "Niewiem", używający też pseudonimów "Gdziejest" i "Tomoje". Dwie jednostki, wykazujące się sporą kreatywnością (po rodzicach) i totalną ignorancją w stosunku do norm powszechnie stosowanych w codziennym, szarym życiu. Jednostki starają się ponownie odkryć i zmodyfikować rzeczy niezmienne. Oraz nagiąć nas, a szczególnie budżet, do swoich potrzeb. W związku z amnezją wybiórczą i słuchem absolutnym (absolutnie nie słyszą zdań zaczynających się od słów: odłóż, poskładaj, schowaj, posprzątaj), wyżej wymienione jednostki składują w przedpokoju, tuż za wejściem, w zależności od pory roku i rodzaju sportu, różne części garderoby, najczęściej mojej produkcji. Bluzy, kurtki, szaliki, czapki, dresy, korki, halówki, torby po treningu i plecaki. Wszystko to, rzucone w pośpiechu, jakże jest nieistotne w porównaniu z emocjami, które każą gnać do kompa, jak do dystrybutora z ostatnim litrem wody. A komu to przeszkadza? Wiadomo... Wszystko to okazuje się być niby nieistotnym, a jakże przebiegłym działaniem. Bo, dajmy na to, taki niespodziewany gość, z własnym wytrychem, postanawia nas odwiedzić. Drzwi forsuje bez problemu, ale tuż za progiem....niespodzianka. Piłka odbija się od nogi niespodziewanego gościa, uderza w ścianę, w kije do nordiku (moje), te, tracą podparcie i ściągane siłą grawitacji, walą się na podłogę, w miejscu przebywania plecaka z zawartością szkolną. Zdezorientowany gość, chaotycznie stawia następny krok, trafiając w ów plecak i porzuconą na niego bluzę. Próba utrzymania równowagi skutkuje spotkaniem z  ...do tego jeszcze kilka pułapek montowanych pod sufitem rodem z "Kevina" i żadna firma zakładająca alarmy nie jest potrzebna. A wszystko dzięki jednostkom o wybiórczym słuchu i dziurawej pamięci, ale o podobnych upodobaniach odzieżowych. Na razie. 

   Tu będzie pean na cześć Ottobre Kids, jakie to fajne, jak dobrze zrobione wykroje, nie za szerokie, nie za wąskie i nie skomplikowane! O tak, szyje się na ich podstawie super. Najważniejszy jest szybki efekt, a taki zapewnia, po pierwsze: dobry wykrój, po drugie: dzianina dresowa, po trzecie: mój kochany coverlock. Tym sposobem, w miarę szybko, uzupełniłam chwilowe  braki w garderobie. Mentalne bliźnięta zadowolone, byle tylko jeden nie miał innej bluzy niż drugi. 

Ranek matki

Pobudka 5:50. Bumelka do 6:10 (w pełnej świadomości praw i obowiązków). Zryw. Światło, woda, mleko, radio, do łazienki. Budzenie Starszego (jeszcze oczu nie otwarł, a już na nogach). Śniadanie. Śniadanie do szkoły. "- Na pewno nic na technikę nie trzeba  było przynieść? -Na pewno!" Zęby. Ubieranie - cały czas monolog o samolotach alianckich. Wypad z domu 6:45 (w szkole start o 7:10 !) Odśnieżanie samochodu, drapanie szyb i jazda - monolog o samolotach i czołgach. Nie przyswajam! Powrót do domu. Wdech - pionizacja Młodszego przy użyciu wyrzutni. Śniadanie, ubieranie, pakowanie. W międzyczasie pranie wieszam, pranie nastawiam i dowiaduję się, że na technice jednak będą robić karmnik! Karmnik! Karmnik z butelki plastikowej! ŁO MATKO!  Sprawdzam w Google. Sprawdzam co mam, a raczej czego nie mam: nie mam butelki! Kupimy po drodze i wylejemy wodę. Mam sznurek, jakieś nakrętki luzem i te patyki, po co patyki? A łyżki drewniane? A już wiem! No to wyciągam taki patyk do kwiatka i trach, łamię. Krzywo wyszło. No to po piłkę sięgam (czego to ludzie w domu nie mają!) I taki widok o 7:40 : Młodszy wcina kromę z jajem, a ja piłuję patyka na taborecie piłką do metalu. Ubaw na 100%. Gotowe. No to znowu wypad z domu, tym razem bez walki z białym... puchem. Po butelkę i do szkoły. Młodszy pyta :"-A moja bluza z bałwankiem?. -Będzie! -Na pewno będzie? Kiedy?, -Dzisiaj!". Bieg do sali. Starszy trochę zdziwiony - matka jasnowidz! Przedzieranie się przez miasto, wszyscy postanowili wyjechać w tym samym momencie? I wreszcie docieram na miejsce: sklep z tkaninami... Ufffff. I zwalniam. To jest lepsze niż spa! Nie spieszę się, chodzę od regału do regału, z coraz to nowymi pomysłami, a sklep jest wielki...  Wracam do domu. I biorę się za bałwanka. I oto jest, na milutkiej dzianinie na polarku (taki był warunek), bałwanek jak malowany z resztek innych dzianin, których jak widać nie należy się pozbywać. Ponieważ milutka czerwona dziana też była resztką, więc ściągacze powstały z beżowej dzianiny ściągaczowej.  

Podsumowanie: 2 sztuki wyprawione do szkoły, 2 prania zrobione, 1 sklep, 10 metrów materiału, 2 kawy wypite w nieświadomości, 1 bałwanek, 1 bluza.... 

Teraz napiję się kawy siedząc.

Stopniowanie przypadków

Utrzymuję się w oparach... absurdu? Nie, nie, w oparach urlopowych. Skłania mnie do tego lipcowa pogoda, to dopiero jest absurd! A nie zapowiadało się. W końcu wakacje i lato mają jedno skojarzenie - słoneczna pogoda. Może już wyczerpaliśmy przydział? Cóż, opary urlopowe pozostały i piasek w kieszeniach. Szczególnie obficie występuje w spodenkach plażowych. A było kieszeni nie wszywać..., ale na spodenki wszyscy zgłosili zapotrzebowanie. No dobra, jeden zgłosił, a dwóm pozostałym ja stwierdziłam brak. Brak był tym większy im większa cena gotowych gaci w sklepie (no sorki, cztery dychy za 30-40 cm materiału, mowy nie ma!). Oczywiście, jeśli szycie ubrań dla osobników płci męskiej, to od razu w trzech egzemplarzach. Inaczej ostatnio nie przechodzi. No więc spodenki plażowe. Na ich przykładzie można śmiało ocenić jak kurczył mi się czas na szycie przed urlopem.

Przypadek pierwszy: spodenki dla ulubionego Męża. Wykrój pochodzi z kwietniowej Burdy 2016, model 136. Materiał znalazłam w dziale "bawełny" więc zakładałam, że trochę tych włókien posiadał, ale taki miły z wierzchu, śliski po lewej stronie? Przy praniu nie robił problemów, wysychał szybko, hym?  Stopień zmięcia nieistotny. Na spodenki plażowe idealny. I proszę, co my tu mamy: i kieszenie, i zamek (może w spodenkach plażowych nie za bardzo wskazany, ale jak już skroiłam...), a w pasku i gumka i guzik i sznurek dla picu. Normalnie wszystko. Full.

Przypadek drugi: portki dla Starszego. Wykrój adaptowany z jakiś długich spodni. Materiał jak wyżej. Mają kieszenie i są dłuższe, na cztery paski (żeby ich nie mylili, ale to i tak niewykluczone). W pasku tylko gumka i sznurek dla picu, a i nabite wyloty do sznurka. Dla chcących takowe wyloty nabijać nadmienię, że dobrze jest podkleić materiał grubszą flizeliną, albo i dodatkowy kawałek materiału podłożyć w miejscu mających powstać otworów, dla większej ich trwałości. Lubią bowiem, całkiem same!!! wylecieć przy pociąganiu za sznurek!!! A kto ciągnie? Wiadomo: Nieja. 

Przypadek trzeci: spodenki dla Młodszego. Oj, oj, czasu coraz mniej. Wykrój - pierwszy jaki wpadł mi w ręce i się nadawał. Były to spodnie krótkie, na chude 134 cm. Materiał Młodszemu najbardziej się podobał, a niewiele go zostało. Odbyły się kombinacje w spasowaniu pasków, poziom master.  Nie mają kieszeni, nie mają zamka, tylko gumka, no i sznurek dla picu. Jedyne bez piasku w zanadrzu, ale jakby dobrze poszukał, to w szwach na pewno coś jeszcze się znajdzie. I już. Bardzo się z Młodszym polubili.