Koniec z dzianinami

 Koniec z łatwym szyciem.

Dzianiny przesunęłam na tył szafki.

Wyjęłam cienki jeans.

Postanowiłam zmierzyć się z wykrojami z Papavero, a tam wiadomo : cięcia, zaszewki, zamki kryte, odszycia, stębnowania... Kilka miesięcy temu zachłysnęłam się tą stroną i kilka propozycji bardzo przypadło mi do gustu. Jednak, po uszyciu pewnej sukienki, dałam sobie spokój. Za dużo musiałam zmieniać i dopasowywać i trochę mnie to zniechęciło.

 Wszystko przez dekadę pracy na wykrojach Burdy. Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka...

Upłynął czas, wykroje nabrały mocy urzędowej, wspomnienia trochę przyblakły i powróciłam do pomysłu na sukienkę z Papavero.

Skroiłam, zeszyłam, przymiarka... i się zaczęło: zlikwidować dodatkowe zaszewki na wysokości talii, by móc oddychać; na ramionach podnieść, szczególnie tył względem przodu; podkroić dekolt tyłu; zmniejszyć szew piersiowy- szczególnie pod piersią; głębiej wszyć zaszewkę tylną; zwiększyć podkrój pachy, no i skrócić. Przymiarka - ok, można oddychać i siadać, ale lepiej stać na baczność.  No super, ale sobie dopasowałam.

Wykończenie pomarańczową nitką, bo jak jeans - to jeans.

Reszta to gimnastyka korekcyjna.

Należy być nieustająco na wdechu ( tak do 67 roku życia ), co ma wpływ na napięcie mięśni brzucha.

Głowa do góry, łopatki ściągnięte, biust do przodu.

Nie garbić się, pośladki napięte.

To nie sztuka uszyć sobie sukienkę z dzianiny.

Sztuka uszyć sukienkę z jeansu i tak sobie ją dopasować, żeby zmuszała do korygowania sylwetki.

Coś mi się zdaje, że trzeba będzie więcej się ruszać, albo MJ...

Fiorella

Nowa sukienka - lepszy nastrój. Moje nowe hasło na wiosnę.

Tylko nie pytajcie, ile można mieć sukienek...? I jak często można sobie poprawiać nastój...?

Można ... dużo...

Ale takiej jeszcze nie miałam!

Właśnie tak się złożyło, że została mi "resztka" z poprzedniej sukienki. Owa "resztka" stanowiła dokładnie taką ilość materiału, jaką potrzebowałam na uszycie modelu 103 B z Burdy 5/2009.

No i jest! Fiorella - sukienka nr 40.

Materiał to kwieciste punto. Zakładany dekolt wykończyłam czarnym odszyciem, też z punto.

 Rękawy pozbawiałam mankietów, bo nie byłyby widoczne przy takim deseniu.

Szybko, łatwo i z radością.

Na dobry nastrój - polecam.

Jak z okładki

Bardzo, bardzo, bardzo podobała mi się sukienka z okładki Burdy 9/2013.
Właśnie taka: połączenie czerni i wzorzystej tkaniny.
Wykrój wyglądał banalnie; trzy elementy : przód, tył z zaszewkami i rękawy bardzo proste.
 Czas wykonania obliczyłam na dwie godziny z krojeniem.
Materiał : dzianina zwana punto, czarna i w kwiatki.
 Jednak..., co łatwe, to trudne.
 Zszyłam i przymierzyłam.
Na wieszaku sukienka wyglądała całkiem całkiem. Na mnie już nie. Góry było za dużo, ramiona zwisały smętnie, wykończenie dekoltu wchodziło mi pod brodę. Rękawy były za długie. Generalnie jakiś balon oversizowy mi wyszedł. Nawet założenie szerokiego paska nie pomogło...
Zdjęłam i poprułam.
Ba, nawet nie prułam wszystkiego, tylko w strategicznych miejscach - na styku szwów bocznych i rękawów.
Pozwężałam wszystko o 1 cm , pogłębiłam zaszewki tylne, zrobiłam zaszewki z przodu, rękawy na ramionach wszyłam o 2 cm głębiej. Nadwyżki materiału odcięłam z premedytacją.

Nawet rękawy zwęziłam.


 Wyszło na to, że cały wykrój zmniejszyłam. Po owych przeróbkach jest całkiem fajna sukienka.
Sukienka nr 38.

 Czas wykonania oczywiście się wydłużył.



Też na "s"- spodnie 1,2,3

Miałam wenę na szycie.
Cztery dni - trzy pary spodni dla M.
Monotonne? Tylko na prostych odcinkach.
Sztruksy i jeansy szyłam z tego samego wykroju, który od lat się sprawdza. Różnica w szerokości nogawek.

Sztruksy zrobiłam szersze, by nie wybiły się na kolanach za szybko. Kupiłam za miękki sztruks, jak na spodnie. Cóż... Jeansy natomiast są węższe - liniowe ;)

Przy obu parach zaszalałam i szwy wewnętrzne wykończyłam lamówką.




 Do jeansów użyłam też specjalnej nici, której zastosowanie, z początku, przysporzyło mi trochę problemów. Okazało się, że w mojej maszynie naprężenie górnej nitki musi być duże, inaczej na lewej stronie tworzą się pętelki. I tak to wyszło:



 Najwięcej frajdy miałam przy bojówkach. Materiał : gruba bawełna. Zaczęło się od lekkiej palpitacji, gdy wyjęłam materiał z pralki. Po praniu zrobił się jak arkusz papy na pokrycia dachowe. Na szczęście po wyschnięciu wrócił do normy. Bardzo fajnie mi się je szyło. Skorzystałam z nowego wykroju : Burda 04/2010. Zmodyfikowałam górne kieszenie, by nie zostały za szybko zdeformowane od nieustającego ich wypychania różnymi przedmiotami.


 Kieszenie tylne i boczne pozbawiłam klapek.


Wykorzystałam taśmę nabytą na szalonych zakupach w łódzkich hurtowniach, dodałam ją do kieszeni, szluwek, oraz jako maskownicę szwów wewnętrznych - oczywiście nie wszystkich.



Cztery dni szycia z przerwami na gotowanie, pranie, sprzątanie - szczególnie przy sztruksach się nabałaganiło-, spanie, picie kawy i bieganie do instytucji czasowo przetrzymujących dzieci, i spodnie gotowe.

Taśmowa robota
















Zaginione

 Dzieci rosną. Na pewnym etapie zmieniają swoją długość z miesiąca na miesiąc i to w sposób zupełnie zaskakujący. Jednego dnia są malutkie słodziutkie, rozkoszniutkie, a następnego chude, jakby nie jadły i długie, jakby je kto naciągał. I pojawiają się problemy modowe : już nie założy tej dziecinnej bluzy z autkiem! A spodnie? Najlepiej szerokie dresy. No i zaczęło się.

 Braki w garderobie

dziecięcej !

- o, co za niefortunne określenie, toż to poważny powód do dąsów - spowodowane: raz -  rośnięciem , dwa - gustem , sprawiły, że przejrzałam arsenał z materiałami i znalazłam pomarańczowy polar, który mocy urzędowej nabierał od jakiegoś czasu oraz dzianinę w paski. Miała być moja, ale paski podobno poszerzają, za to chudym nie zaszkodzą.

 Z polaru jak z polaru, szybko łatwo i przyjemnie. Bluza na styl koszykarski, tak mi się przynajmniej wydawało.

 Zameczek wszyty, żeby główka z ogromem wiedzy przeszła bez szwanku. Kieszenie na papierki po cukierkach, że to niby się nie dowiem, na co poszło kieszonkowe.... he he he... I już.

 Bluza numer 2 - w paski. Trochę więcej kombinowania, bo poza zamkiem jeszcze plisa poprzeczna i kaptur i wykończenie z dzianiny szarej i te paski!

 I padło zdanie: jak to dla mnie, to ja w tym chodzić nie będę! O żeszszszsz, a ja

się tak staram, krwi sobie upuszczam ,żeby dziecię ciepło i ciekawie odziane było, a tu masz - bunt, a przynajmniej pierwsze jego oznaki.

Cóż , wykończyłam. Na półkę położyłam.

 Dnia następnego Starszy poszedł do szkoły w bluzie pomarańczowej - wrócił bez. Bluzy nie ma. Zaginęła. Na pytanie czy szukał, skwapliwie odpowiada, że tak, że wszędzie. Co za poczucie straty! Tak się dobrze szyła, taka miła i ciepła.

 Pech, dnia następnego do wyboru pozostał sweterek w romby lub bluza w paski. Wiadomo, sweterek tylko w niedzielę i to z bólem serca. Z rozpaczą w oczach "co ludzie powiedzą?", zawdział bluzę w paski. Wrócił bez!!!! Ożeszszsz, na złość mnie i by pozbyć się wrednego ciucha, zgubił!!! Może ktoś mu powiedział, że nie fajna, że... matczyne serce zalało współczucie. Cóż, pech....

 Ale... pojawiła się też taka myśl, lekki podszept krawieckiego ego : no no , jak już moje uszytki kradną, to muszę nieźle szyć...

 Jak to jednak bywa, przypadki rządzą losem. Niedawno, będąc w szkole, podzieliłam się moimi podejrzeniami o działalności kolekcjonera ubrań i otrzymałam odpowiedź, że przecież pani z szatni na pewno coś wie o rzeczach zagubionych. Wiedziała, a jakże! Pomarańczowa bluza i w paski leżały sobie na półce z rzeczami znalezionymi na terenie szkoły, a było tego trochę...

 Tu nie szukał. No wiadomo, lekcje się tu nie odbywają.

Bluzy odnalezione.

Sukienka nr 37 - złota

 Czasami nachodzi mnie ochota na posiadanie ciucha, w którym, nawet w najbliższym czasie, nie będę miała się gdzie pokazać... Oczywiście biorę pod uwagę real, nie sferę wirtualną...(tutaj zawsze...)
Otóż sukienka, o której chcę napisać , powstała właśnie z takiej potrzeby i , tu uwaga, w chwili WOLNEGO CZASU! Czasu niezmąconego nawoływaniem : mamomamomamomamo... , wolnego od dźwięku telefonów.., roszczeniowych klientów... Wymarzony czas, by uszyć coś dla siebie - Zlot nr 4 w Łodzi.
 Jako że sponsorzy na tym zlocie obrodzili i okazali szczodrą rękę, otrzymałam (w drodze losowania, nadmienię, fuks!) piękny kupon materiału żakardowego ze złoceniami.


 W pierwszej chwili pomyślałam: łoj...? A już za chwilę miałam pomysł, wykrój z Burdy "Szycie krok po kroku" 1/2012 model 4 B , i skrojoną sukienkę.
Od pomysłu do realizacji u mnie krótka droga.
 Szyło mi się bardzo dobrze: wokoło ludzie, dla których krawiectwo jest pasją, i można sobie pogadać, i zapytać o bieżący  problem  i...ach, tak szyć zawsze...
Materiał okazał się być "pracujący" w każdą stronę, a zarazem trochę sztywny, ale ładnie układający się na sylwetce.  Pierwszy raz w życiu mam tak dobrze dopasowany tył, a to dzięki Czeremsze i Złotemu Kotowi. A zapięcie? Jeszcze nigdy tak mi ładnie nie wyszło.


 Pierwszy też raz odszycie dekoltu leży jak należy. Co znaczą fachowe porady :) Dzięki Dziewczyny :)


A oto i sukienka:

Złota wisi sobie w szafie i nabiera mocy urzędowej.... A podobno na Sylwestra się nadawała...

Przy okazji świątecznych porządków, tak z ciekawości, policzyłam moje sukienki. Tylko te, które uszyłam i są w mojej szafie i w których chodzę  - 37.
 Ilość materiałów oczekujących z przeznaczeniem na sukienki - 12 !!!!
:)
A i tak nie mam się w co ubrać .....