Wielka wtopa i bluzka w paski.

 No i stało się! Szanowny Małżonek umył okna!!!! Oklaski proszę. Ja już klaszczę dwa tygodnie. Za każdym razem, gdy Mąż pojawia się w polu widzenia robię falę. Ograniczam śpiewy i użycie wuwuzeli, ze względu na sąsiadów. I obawiam się, że to nic nie da. Nic mnie nie uratuje. Nic nie będzie w stanie zmyć mojej wtopy, nawet najlepszy płyn do szyb. Zaciekawieni? Facet umył okna, a kobieta zaliczyła blamaż roku? Jak nie największą wtopę małżeńskiego pożycia. Jak to możliwe? Oj możliwe, mówię wam możliwe. 

Była piękna słoneczna sobota, dwa tygodnie temu. Kilka godzin bez planu. Udałam się na zakupy. Uściślijmy: zakupy tkaninowe. Trzy godziny mnie nie było. Trzy godziny, a Ten wpadł na pomysł, żeby umyć okna. Trzy godziny. Wracam do domu. Gadka szmatka, takie tam, że fajne materiały, że jakbym wygrała w totka zrobiłabym naprawdę duże zakupy, że może sofę wreszcie odnowimy, że może pomierzyć, że pora na obiad, że to słońce tak pięknie świeci... I gdzieś w okolicy trzeciej kawy, pada zdanie: "Okna umyłem". Skamieniałam bardziej niż mieszkańcy Sodomy i Gomory. ŻE CO!?!?!??? OKNA??? UMYŁ!!! Wydech: umył. A ja, JA NIE ZAUWAŻYŁAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!  No nie zauważyłam... Jak mogłam!?!?!???? No jak! Dzień w dzień dzień świstaka, dzień w dzień ten sam widok za oknem, tylko bardziej szaro, a wtedy tak słońce świeciło. Może świeciło bardziej? Przez te okna czyste, umyte, bez proszenia, bez zawoalowanych gróźb i obietnic. Jak mogłam???... A On tak sam, dobrowolnie okna umył. Ale jakby powiedział, że ma zamiar te okna umyć! To ja bym się ucieszyła i pochwaliła i doceniła. Ale nie, taką niespodziankę chciał mi zrobić! No przez myśl mi nie przeszło. I nie zauważyłam, bo słońce bardzo świeciło. I teraz klaszcze i Bravo Ty, ale poczucie wstydu pozostało... 

I tak chciałam to poczucie, przyćmić szyciem. Coś prostego, nieskomplikowanego, z szybkim efektem, ale bez WOW. Chciałam terapeutycznie się zaszyć. Uszyłam bluzkę z dzianiny, cztery szwy i woda. Paski nadawały się świetnie, do tego podobno na topie, te paski. Ale okna... okna umyte. Jak żyć, jak żyć z Ideałem!?  Muszę zapisać się na ćwiczenia ze spostrzegawczości ;) 

 

 

Koncertowo - czyli po imprezie

Macie tak? Planujecie wielkie wyjście - koncert gwiazdy o międzynarodowej sławie. Koncert, na jakim nie byliście nigdy. Tylko dorośli (żadnych nieletnich!). Tylko ludzie fajni, tzw. nasze towarzystwo. Już niemal czujecie ekscytację, która Was ogarnie tuż przed wyjściem. I najważniejsze: wiecie w czym na taki koncert pójdziecie. Już materiały zgromadzone, już wola szycia fajnego ciucha na poziomie +15 (skala woli szycia od 1 do 10)... Szyjecie, ciuch tworzy się ze szwu na szew... i nagle BACHŁUPŁUPŁUP... To SZARA RZECZYWISTOŚĆ daje o sobie znać i sprowadza do parteru z wyżyn ekscytacji! Rozpacz, to za mocne słowo. Dojmujące rozczarowanie, to jest właśnie to... No wiem, wiem, że koncert jeszcze będzie, i to nie jeden... że jestem dorosła... że czasem tak wychodzi... i ostatni argument - koronny: za cenę biletu to tyyyyyle materiałów można kupić. Odrobina pocieszenia. Odrobinka. Bluzka została...

Nie będę ukrywać, od razu się przyznam, że bluzkę odgapiłam od znajomej. No fajną miała... Do jej uszycia wykorzystałam: elatsyczną żorżetę białą, czarny szyfon, tkaninę cekinową w trzech kolorach i taśmę cekinową czarną i nici czarne i białe. Przód skroiłam ze skosu. Gdy zrobiłam przymiarkę cekinowych pasów, okazało się, że czarny fragment jest za mało czarny. Cekiny były naszyte na tiulu w dosyć dużch odstępach od siebie. W celu uzyskania bardziej czarnego, podłożyłam pas cekinów czarną podszewką z laykrą. Na tył wykorzystałam szyfon, a że miałam go tylko 70 cm, co wydawało mi się za mało, doszyłam zaokrąglone przedłużenie. Na połączeniu szwów przyszyłam cekinową taśmę. Tę samą taśmę wykorzystałam do obszycia dekoltu. Wszystkie podkroje i zaokrąglenia wykończyłam plisami ciętymi ze skosu. I tak mi się dobrze szyło! I czarne spodnie rurki też sobie do tego uszyłam... 

 A potem się okazało, że ŁUPŁUPŁUP i z planów nici ... no i bluzka została. I spodnie. 

Ale koncertu mi żal do teraz...

Dresówa, tiul i trampki.

  Przyszedł czas na tiule.

 Okazuje się, że jest to wielce praktyczny ubiór, taka spódnica z tiulu. Można w niej w piłę zagrać i w kotka się pobawić, i pod stół wejść na czworakach. Można taki tiul na gumce dowolnie zakładać: na głowę, jako nową koronę ogoniastego, jak i przebranie za kwiatka; na szyję, by być motylkiem; oraz zgodnie z przeznaczeniem, w pasie.

 Taki różowy tiul w postaci spódnicy, na gumie szerokiej, dobrze jest połączyć z szarą dresówką w kropy. A dresówa, celowo nie wykończona, odwija się przy dekolcie, rękawach i dole. Aplikacja z czarnego punto nadaje charrrakteru.

  Dresówa, tiul i trampki. Luz w czystej postaci w rozmiarze 82 i 128.

Dolcissimo

 Dla małych szyje się cudnie.

 Takie ślicznusie, malusie. Małe rękawki, małe przody i tyły, małe podkroje, mało materiału...

 A najważniejsze: czas - tak szybko się szyje, żadnych przymiarek. Po prostu: albo będzie na już, albo na zaś. Trochę elastycznego jeansu, trochę niebieskiej dresówki, resztka punto w żakardowy wzór, do tego pomysł i zapał i ta niewielka wolna chwila...

 Powstała bluzeczka i spodenki - leginsy, rozmiar 82. Wykrój z Burdy, zrobiony lata temu i obecnie zmodyfikowany na potrzeby płci przeciwnej.

 Sama słodycz.

Serce na plecach

    Nastąpił chroniczny stan szyciowy. Charakteryzuje się on tym, że się szyje szyje szyjeszyjeszyje... i w pewnym momencie następuje tak prosty, tak banalny błąd, że ożeszszszsz... Dom zamiera....padają pierwsze domysły : maszyna się zepsuła.... wizja załamania, głębokiej depresji rysuje się w świetle ledowych lamp...

  Nie... maszyna działa... to tylko serce... z materiału serce na PLECACH !!! przyszyłam...

  Po cichutku je wyprułam. Przeprasowałam miejsce po niefortunnym wszczepie. Wszyłam ponownie, tym razem na przodzie. Jest bluzka z sercem. Nawet dwie. Padła propozycja, bym następnym razem spróbowała naszyć duszę na ramię... :)

Pozdrawiam.

Przydasie - rzecz o resztkach

     O nagromadziło się , nagromadziło... Cała wielka masa resztek...wielkie mnóstwo... ale nie napiszę , że sterta, bo poskładane są moje resztki w kosteczki, a że zajmują dwie półki...cóż, przecież nie poskładam sztruksów i polarów z szyfonem, bawełną i dzianiną... Bo zawsze coś się przyda...

    Wczoraj pojawiły się kolejne i tak jakoś, zrządzeniem losu lub innego fatum, znalazły się obok wykroju sukienki, którego jeszcze nie schowałam. Wykrój plus resztki...takie te resztki fajne, a z wykroju na sukienkę może być bluzka. Wystarczy skrócić formę. Na rękawy mało resztek? Żaden problem, rękawy będą miały ściągacz. I jeszcze zostaje taki fajny pasek tkaniny, więc może zamiast odszycia plisa, przedłużona plisa, aby powstało wiązanie... wiązanie na plecach, o!

    Wczorajsze resztki to pokłosie jednej bluzy z kimonowym rękawem i jednej sukienki .

    Z tego będzie sukienka, na razie leżakuje skrojona..

    Z tego powstała bluza. Dzianina na polarze, z defektem, jak widać, kupiona za bezcen. Ze względu na defekt resztki były większe.

    Z tego powstała bluza. Dzianina na polarze, z defektem, jak widać, kupiona za bezcen. Ze względu na defekt resztki były większe.

 Z tego będzie sukienka, na razie leżakuje skrojona..

 Z tego będzie sukienka, na razie leżakuje skrojona..

   A oto co powstało z resztek: bluzka na bazie sukienki.  Od tej bluzki postanowiłam polubić wykroje wieloelementowe. Dają wiele możliwości, jeżeli się ma wiele resztek.