Epizod 40/52

  Czy już pisałam, że szycie na siebie wieczorem, to nie najlepszy pomysł? Noooo, tak bywa. Poza zmęczeniem, które, po całodziennej bieganinie, może przytępić umysł, zmieniają się też parametry... Tzn. wymiary. I tak: szyjecie wieczorem, przymiarki, prucie i te sprawy. Podwijanie zostawiacie sobie na rano, żeby było tak na świeżo, czyli wszystko gotowe, leży dobrze, nawet podszewka się nie zwija. Następuje rano, mierzenie w celu określenia długości... i ... halka wyjeżdża spod sukienki. Ha! Bo halka jest osobno! Bo tak sobie wymyśliłam, że halka będzie integralną częścią, którą w razie "W" zdejmę, gdyby przeszkadzała, czy co tam... A halka oczywiście do sukienki, a sukienka na wesele.  Ale może od początku, a na początku było zaproszenie i czasu do wesela, że ho ho ho, albo i więcej. I jak to u mnie bywa, z powodu nadmiaru czasu, sukienkę szyłam tuż przed. Oczywiście szyłam wieczorem. Z modelu 119 z Burdy 3/2008 wybrałam górę, dół to już prawie klasyka, czyli prawie koło. Materiał bawega, róż landrynkowy, ilość 2 metry. Górę odszyłam podszewką, łącznie z rękawkami. Do sukienki wymyśliłam sobie halkę z tiulową falbaną, żeby ładnie uniosła jej dół. Szyłam wieczorem. Halka pasowała idealnie, nic a nic nie wystając spod sukienki. Zużyłam na nią 120 cm podszewki (krojona z półkoła), i 60 cm sztywnego tiulu i jeden kryty zamek. Ilość falban tiulowuch: jedna, szeroka na 30 cm.  To, że podwijać sukienkę miałam dnia następnego, nie miało wpływu na zaistniałą sytuację. Długość halki była o 10 cm krótsza od długości sukienki. Gdybym tylko ją doszyła do sukienki... Ale zapomniałam.... A nie mogę tak napisać, bo gdybym wcześniej "wiedziała", to mogłabym "zapomnieć", więc nie wzięłam pod uwagę, że rano to się ma mniej w obwodach niż wieczorem, że dnia następnego, to jest w dniu wesela będę biegać jak nakręcona, że do obiadu to niewiele zjem, i że potem będę wykonywać pląsy, w których całe ciało będzie się naciągać, wyginać, etc.  Gdybym w/w czynności wzięła pod uwagę, to pas w halce dopasowałabym na maxa, a potem wykonała kilka nieskoordynowanych ruchów rękami i tułowiem i halka nie zjechałaby.  A tak, na przeróbki nie było już czasu, dobrze, że podwinąć zdążyłam, halka musiała być korygowana agrafką :)  Oczywiście prawie nikt o tym nie wiedział. Agrafka też się nie zdemaskowała... nie wbiła mi się w boczek w czasie pląsów i innych węży. Nic nie pękło też na szwie (czego lata temu miałam okazję doświadczyć...). Dół sukienki "kołował" się jak trzeba i tak fajnie szeleścił... A nogi to mnie bolą...

Epizod 1/52

Szmaragd z Przepisem w tle

Pamiętacie jak cudnie szeleściła suknia ślubna, którą pierwszy raz mierzyłyście w salonie? Powiem Wam, że udało mi się odtworzyć ów dźwięk. Wystarczyło 2,8 m szmaragdowej bawegi, 60 cm tiulu szerokiego na 1,5 m i 0,5 m podszewki i wyzwanie noworoczne.  Zanim jednak suknia zaszeleściła, okazało się, że 2,8 m materiału to za mało, by wykroić 6 podwójnych klinów, każdy w całości. Ale jak wyzwanie, to wyzwanie i od czego kreatywność? Rozcięłam wykrój na wysokości talii, otrzymując 12 elementów góry i tyleż samo elementów dołu. Zszyłam, wszyłam zamek i myślałam, że koniec jest bliski. Koniec jednak  dotyczył mojej cierpliwości. Prasowanie... Prasowanie okazało się karkołomną czynnością wymagającą posiadania dodatkowej pary rąk, która to para, oczywiście mi nie wyrosła. Bawega nie lubi pary, oj nie. A już w ogóle nie nadaje się przy prasowaniu  dwunastu wąskich elementów, gdy szwy występują blisko siebie. Parę i to niewielką można użyć jedynie na szerokich połaciach tkaniny. Prasowanie, bez pary z żelazka, i bez dodatkowej pary rąk, gdy hektary rozkloszowanego dołu zmiatają z podłogi wszystkie nitki, do tego na desce do prasowania rękawów, może pozbawić cierpliwości. Wtedy najlepiej zrobić sobie przerwę. Potem można wszywać odszycia, dopasowywać i doprasowywać i uszyć halkę z falbaną z tiulu. I można się zachwycić, słysząc ocierające się o siebie tkaniny: tiul i bawegę... jak łagodny szum fal... A potem należy pamiętać o swoich cechach anatomicznych i nie krzywić się, że się marszczy, jak było wyprasowane na blachę....  

Oto pierwsza sukienka z noworocznego postanowienia, jeszcze 51. Sukienka na wielkie wyjście i na uroczą kolację we dwoje, na przykład w bistro " Przepis", które użyczyło swego wnętrza do małej sesji. Restauracja znajduje się w Tarnowie, przy Placu Kazimierza 3. Poza deserami,  mniam, oferuje najlepsze espresso w mieście i dania kuchni włoskiej :)