Dressmaker

  Parafrazując Ludwika XIV: sukienki to ja. Chociaż kombinezony też nieźle mi wychodzą. I chociaż nie jestem jak Kate Winslet w filmie "The Dressmaker", to też lepiej mnie nie wkurzać, gdy szyję. Może to spowodować, że rzucę to, czym w danej chwili się zajmuję i przy minimalnym okresie czasu oraz jego maksymalnym wykorzystaniu, uszyję sukienkę, której sama sobie będę zazdrościć. 

 Oto potwierdzenie. 

 Stopień rozdrażnienia: 100 (skala, wiadomo, od 1 do 10). Pomysł: sukienka maxi. Wykrój: góra od sukienki z Burdy 8/2016 model 113 , dół półkoło ze skosu. Czas: trzy godziny. Materiał: kelly krepa. Ilość: 330 cm, szeroki na 150 cm. Cena: 8 zł/m. Dodatki: zamek kryty o dł. 60 cm.  

   Zaczęłam od skrojenia dołu - półkoło ze skosu. Półkoło ze skosu musi powisieć. Chociaż trochę. Potem wykroiłam dwa kwadraty, które podkleiłam flizeliną - prasowanie, a z których to następnie wykroiłam plisę dekoltu i i zeszyłam jej wewnętrzną krawędź - prasowanie. Przystąpiłam do odszycia podkroju pach plisami krojonymi ze skosu. Prasowanie. Połączenie plisy dekoltu z elementami przodu i tyłu zajęło mi najwięcej czasu, około godziny. Prasowanie. I tak minęło 1,5 godziny. A dół się naciągnął... Doszyłam dół. Prasowanie. Wszyłam zamek. Prasowanie. Oczywiście, pomiędzy tymi czynnościami. występuje jeszcze obrębianie na coverlocku moim kochanym.

 Przymiarka - długość zdecydowanie zbyt maxi, stopień zadowolenia zdecydowanie na plus. Założyłam, że sukienkę będę nosić do koturnów. Dodałam te kilka centymetrów do mojego wzrostu, ustawiłam skalę na manekinie. Sukienkę zawdziałam na manekina, manekin postawiłam na stole. Określiłam wymaganą długość i krok po kroku, stosując starą metodę: linijka-podłoże-kreda, wyrównałam dół. Potem elegancko (czytaj: szybko), obrzuciłam dół mereżką. Prasowanie.

  Trzy godziny. Maksymalnie wykorzystany czas na poprawienie sobie nastroju sukienką :)