Podobno posty za długie piszę.
To będzie krótko.
Zawsze myślałam, że mam mały biust. No wiadomo, widzieliście kiedyś kobietę zadowoloną ze swego wyglądu w 100%? Ja nie. Mimo całego pozytywnego nastawienia, wrodzonego optymizmu, nabytych różowych okularów i okresowego pesymizmu, nie postrzegałam swojego fizis za ideał. Żeby nie było, nie postrzegam w dalszym ciągu, mimo...
Mimo wizyty u brafiterki. I nie był to pierwszy lepszy sklep z bielizną i z panią, która WIE LEPIEJ! Była miła pani i stwierdzenie: "Mam nadzieję, że się Pani nie spieszy...". Było mierzenie, bo wiadomo mój centymetr (!) może kłamać. Było pytanie o rodzaj pracy, o aktywność fizyczną. I było dobieranie. Bo nie szycie! Szyć to będę ja, te biustonosze, jak tylko dotrę na mój wymarzony kurs brafiterski do Stolicy. I był efekt WOW i że ja całe życie źle się nosiłam no i WOW...
Po tym wszystkim muszę sobie poszyć nowe sukienki, bo po zmianie w niektórych, z tych co mam, nie mogę wziąć głębokiego wdechu. Materiał stawia opór, ale takie zmiany to ja akceptuję.
Przed Państwem ja w nowej sukience. Model 123, Burda 4/2017 , rozmiar 44, wiadomo - na większych rozmiarach lepiej widać model. Zmiany: skróciłam szelki, góra przód dopasowała się do rozmiaru, góra tył została zwężony i skrócony dół pleców o ok. 3 cm, ale mogłam bardziej. Materiał: punto milano, zakupione w sklepie stacjonarnym. Reszta idealnie ;)