Jutro będzie futro.

Takie hasło przyświecało mi, gdy po raz enty wyciągałam z czeluści szafy z materiałami granatowe futerko. Granatowe futerko, tłusta resztka, obszarpana na jednym rogu, całe 100 x 145 cm marzeń, wizji i obietnic, co z niego “jutro” uszyję. Była więc nadzieja na połączenie go z granatową pikówką, z szarym flauszem, z ekoskórą. Był pomysł na krótki płaszczyk obszyty futerkiem, była kurteczka z baskinką, a z resztek torebka na łańcuszku, było wdzianko a la “szanelka”, był i pomysł na ramoneskę… Jednak za każdym razem wymyślony fason nie mieścił się na 100 cm futerka, albo też coś do końca mi nie pasowało.

Do czasu, który nadszedł, a miał postać wydarzenia wymagającego odpowiedniej oprawy. Wtedy, w jednym momencie, futerko przybrało kształt krótkiego wdzianka w stylu bomberki z rękawem 3/4, na szerokich ściągaczach. Od razu wiedziałam, który wykrój mam wyciągnąć, jakie ściągacze kupić, jaki zamek i jaką podszewkę.

Model 101 z Burdy 10/2008, pozbawiony jedynie odszyć przodu, które w swej pierwotnej wersji są krojone w całości z elementem przodu, zmieścił się idealnie. Futerko miało krótki włos więc krojenie postępowało szybko, ale z nieodłącznym odkurzaczem, który pochłaniał niepotrzebne nikomu kłaczki. Raz nawet skorzystał z mojej nieuwagi i wchłoną element stójki… Wybebeszyłam gagatka i odzyskałam element, a element był niezbędny, z racji małych ilości futerka.

Zszyłam bazę i na próbę doszyłam ściągacz. Bez prucia się nie obeszło. Musiałam odpruć ściągacz i skrócić elementy futerka o 10 cm, za bardzo wisiało i robiło zbytnią “bołdę” na plecach. Po korekcie, wszyciu stójki i złotego zamka kurteczka zaczęła przybierać oczekiwany wygląd. Doszyłam ściągacz do rękawów i wszyłam podszewkę - miodową. Musiała być właśnie taka. Ach, no i kieszenie! W szwy boczne, choć ich długość nie pozwalała poszaleć, wpuściłam kieszenie.

No i to byłoby na tyle, gdyby… gdyby nie to, że mi się nudziło! Myślałam sobie o czymś milutkim, czyli o tym jak się wystroję w to nowe futerko, gdzie najlepiej będzie zrobić zdjęcia… I tak myślałam i myślałam i wtedy zobaczyłam w wyobraźni, że muszę mieć coś na głowie! Jakiś fascynator! Z resztek futerka i z woalką w kropeczki! No i od pomysłu do realizacji była jedna chwila.

Na tekturce wyrysowałam kółeczko o średnicy 12 cm. Nacięłam wzdłuż promienia i skleiłam uzyskując lekki stożek. Następnie za pomocą kleju na ciepło przymocowałam futerko. Krawędzie zawinęłam pod spód i też przykleiłam. Potem przez dłuższą chwilę zastanawiałam się co z tą woalką? Do wykorzystania miałam kawałek czarnego tiulu w kropki. Po konsultacjach z M i Nieletnimi (miny ich na mój widok - bezcenne) stanęło na asymetrii. Umocowałam tiul. Z archiwum wyciągnęłam plastikową opaskę. Zaznaczyłam na niej miejsce umocowania fascynatora. Przykleiłam opaskę - dużo kleju, dużo… A cały spód podkleiłam cienkim czarnym filcem, żeby było ładnie…

Fascynator jednak okazał się, dosłownie i w przenośni, czubkiem stylizacji. No bo coś na głowie - jest. futerko - jest, a spódnicy nie ma. Musiałam, po prostu MUSIAŁAM mieć do tego spódnicę. Fuksjową, albo fioletową, albo… zieloną - oliwkową z ekoskóry. Wykrój 122 z Burdy 8/2011. Normalnie 2 godziny z podklejaniem i miałam spódnicę. A jaka byłam zadowolona ;)

Wystroiłam się jak na bal. Tylko małego pieseczka brakowało…

I jak mi wyszło?

Pozdrawiam.

Jola.

Epizod 45/52

     Gdybym prowadziła vloga, to dzisiejszy materiał zawierałby sporo "wypikań". W ogóle, jeśliby oceniać 45 sukienkę po ilości "piii", to wyszłoby, że uszyta jest z pikówki, a nie z dzianiny. No, piiiiii, ciągle mi ktoś przeszkadzał. Najpierw mi przeszkadzali przy krojeniu. Rozłożyłam materiał, wyrównałam kratki, bo wiadomo, z kratkami zawsze jakiś cyrk jest. Wyjęłam wykrój, rozplanowałam go na dzianinie i  telefon! Mama dzwoni, że brokuły do wzięcia. Ok. Biorę nożyczki w rękę, telefon!!! Czy przywiozę Młodszego do kolegi, bo kolega się nudzi? Najlepiej od razu? Przywiozę. Komenda: zbieraj się! Po 5 min wychodzimy. Mobilizacja lepsza niż w tych nowych jednostkach. Wracam. Jednego mniej w bazie, jakby większy spokój. Biorę nożyczki...., telefon!!! Mama dzwoni, że jutro na cały dzień się zamelduje... No żeszszszsz, przecież ja tu mam "szycie bez Matki"!  Dałam sobie spokój z szyciem. 

  Następny dzień, wykorzystuję czas "szycia bez Matki". Kratka skrojona, elementy z ekoskóry też. Pomyślałam: dzianina na coverek, będzie szybciej. Tralalala wszystko zszywa się niemal samo, krateczki pasują, ekoskóra nie stawia oporu, z resztą jakaś taka bardziej dzianinowa. Przymiareczka i piiii, trzeba zwężać od góry do dołu. Odprułam rękawy. He he he, takie prucie wyzwala wiele "piiii", bo rękawy przyszyte tym super coverlokowym ściegiem do dzianin, he he he. Potem wszystko pozwężałam, znowu uważając, żeby kratki się nie rozlazły. I już sięgałam po rękaw lewy, a tu domofon iiii po szyciu. Potem nastąpiły momenty krawiecko - humorystyczne, bo jednak okazało się, że szycie było z Matką, a nawet trzema, jakby się kto statystykami zajmował. W międzyczasie był obiad, kawka, ciasteczko, przegląd szafy (aleś naszyła!!!!), kawa, zapowiedzi: już nie jemy więcej dzisiaj!, czekolada (bo to nie słodycz), wertowanie Burd, próby wysłania M. na mecz, ale żadnego nie było (ostatecznie poszedł się położyć i zabrał słuchawki...)... Sukienki nie dokończyłam.  Skończyłam następnego dnia. Jak już miałam pozwężane, to doszyłam rękawy. Zrobiłam odszycie z punto, ale nie podklejałam flizeliną. Przy doszywaniu bardziej naciągnęłam, a potem jeszcze przestębnowałam po wierzchu. Bardziej obawiałam się rękawów, że nie będą współpracować z dzianiną, ale nie wyszło tak źle, nawet powiedziałabym, że dobrze wyszło. Z ekoskóry zrobiłam też falbanę do dołu. Dzianina natomiast jest bardzo milutka i cieplutka i trochę już trąci świąteczną atmosferą.  Aaaa, oczywiście wykrój na sukienkę był pierwotnie bluzką z Burdy 11/2013, model 122, który został odpowiednio wydłużony. 

Epizod 35/52

Słabnę. No nie dam rady na wdechu do 67 roku życia. Postanowiłam zainwestować w dwa pustaki od zapoznanej firmy produkującej materiały budowlane. Kładziecie takie pustaki na noc na brzuch i rano brzuch plaskaty jak tralalala. Na wdechu nie dam rady też z powodów dietetycznych, czyli przez ziemniaki. Ewidentnie nie sprzyjają sześciopakowi. Na zmarszczki są za to świetne. Na zmarszczki na brzuchu... Bo wyobraźcie sobie, że szyjecie sobie sukienkę, w wielkim pośpiechu, z materiału który w ogóle i ani troszeczkę się nie rozciąga. Wyobraźcie sobie, że pośpiech pośpiechem, ale materiał ma potencjał: imituje skórę. Wyobraźcie sobie, że do tego jest lekki, sztuczny jak połowa obsady "Mody na sukces" i trochę drażni nos zapachem chińskiej fabryki. Model sukienki z takiego materiału, jedyny właściwy, to sukienka tuba. I wyobraźcie sobie, jak z takiego prawie skórzanego materiału, będą efektownie wyglądały frędzle doszyte z boku. 

 Ale po pierwszej przymiarce okazuje się, że tuba to jest ze mnie. Materiał totalnie na tubę się nie nadaje. Zagina się w najmniej oczekiwanych miejscach. Na frędzle nie nadaje się zupełnie, bo się strzępi na całego. Do tego moje boczki skutecznie ograniczają swobodny opad tkaniny. A wykrój wycięłam, jak Burda przykazuje, nic nie modyfikując, przynajmniej na tym etapie, i zeszyłam na prosto. A taka prosta to nie jestem (jak nic przez ziemniaki). No i się zaczęło. Zaszewki na tyle - wiadomo; poluzować boczki - nie nastraja to optymistycznie; i coś zrobić z tymi dziwnymi zagięciami na przodzie (po bokach sześciopaku) - czyli najlepiej zaszewki, takie po łuku, bo tak się marszczy. Jeszcze trzeba pamiętać, że materiał się nie rozciąga, a pasowałoby mieć pewną swobodę ruchu po wszyciu rękawów. I oto efekt. Sukienka prawie ze skóry, kolor bardzo, bardzo fajny - skórzany,  personalizowana (z uwzględnieniem wszelkich krzywizn anatomicznych), rękaw 3/4, więc i na chłodniejsze dni się nada. Ozdobników nie doszyłam żadnych. Trudności (he he he, jakby to co powyżej napisane, to była bułka z masełem): musiałam zmieniać igłę, jak szyłam po lewej stronie, igła do dzianin była super, ale jak musiałam coś przeszyć po prawej, za nic w świecie nie chciała współpracować. Zakładałam igłę do skóry. O dziwo zwykła stopka i transporter działały bez zarzutu. Może kiedyś doszyję jej podszewkę, żeby się lepiej układała i żeby zyskała na wadze, bo naprawdę jest tak lekka, że się jej prawie nie czuje na sobie. 

Model pierwotny 121 pochodzi z Burdy 8/2015 .

Sukienka nr 39 - taki punk jaki wykrój

  Przeglądając lutową Burdę trafiłam na "punkowe" stylizacje. Hymmm, taki punk jaki magazyn. Podążając tą drogą, nasunęła mi się myśl: sukienka (a jakże!) z wykończeniami z ekoskóry. Będzie wystarczająco punkowa, jak na Burdę, z której modeli mam zamiar skorzystać.

  Obłożyłam się Burdami i rozpoczęłam poszukiwania odpowiedniego modelu. Sukienka, sukienka, sukienka...może tym razem nie z dzianiny, może coś ambitniejszego? Jakieś zaszewki, francuskie cięcia? Ale materiał to dzianina - jersey dosyć gruby i w pepitkę beżowo czarną.

W między czasie zdążyłam zapomnieć czego szukam, bo, co rusz, atakowały mnie modele, których jeszcze nie szyłam, a które koniecznie muszę mieć. Otrząsnąwszy się, powróciłam do sukienek.

 Model wybrałam.

Oczywiście, sprawdziłam wcześniej, co i jak szyć, 

ekrawiectwo.net

 w tej kwestii jest nieocenionym źródłem.

 Jednak moja Łuczniczka zastrajkowała. Nie pomogły zmiany igieł, stopki, nici - szyć nie chciała. Eko-skóra i jersey, to było za dużo. Zmasakrowałam przez to odszycie tyłu. Stąd tyle tam szwów, ale już nie chciałam pogarszać sprawy, bo niestety wielokorotne przeszywanie eko-skóry pozostawia ślady, więc zostało tak, jak jest.

 Potem zmieniłam maszynę, na model starszy i mocniejszy, Finesse - Zakłady Metalowe Łucznik. Poszło jak z płatka. Pod elementy z eko-skóry podłożyłam jersey, gdyż eko-skóra lubi przyklejać się do naszej własnej skóry. Do tego pod wpływem temperatury ciała lubi się rozciągać. Przy krojeniu się przesuwa, więc lepiej kroić każdy element osobno.  Można prasować, najlepiej przez coś - ja wykorzystałam siatkę do prasowania.

 Nie podklejałam flizeliną, bo obawiałam się, że będzie za sztywne. W efekcie okazało się, że mogłam podkleić odszycie dekoltu,ale ...co do reszty  nie było to konieczne, jersey był wystarczająco gruby.

Na ramionach poszczególne elementy zostały dopasowane niemal idealnie.

Z tyłu zrobiłam zaszewki, by sukienka ładnie się układała.

Sukienka oczywiście bez metki, bo metki "gryzą" ;)

Punk wyraził się jedynie w glano-podobnych butach...