Epizod 51/52

    Sukienka w dwóch wersjach. Wersja pierwsza pt.:" -300 do seksu", ale można się pokazać teściowej i innym gościom przy świątecznym stole. I wersja druga, ogólnie mówiąc, mocno okrojona... A wszystko w przedświątecznym tygodniu, w którym miałam wykazać się rewelacyjnym wprost zorganizowaniem. Organizacja czasu miała polegać oczywiście na tym, że niekoniecznie na mnie miały spaść najcięższe przedświąteczne obowiązki... Tak przynajmniej zalecały Mądre Kobiety (te najmądrzejsze udały się na ciepłe wyspy...) Organizacja udała mi się w 70%. Uszyłam cztery małe kiecki, jedną dużą - zamszową świąteczną wygodną, zaliczyłam dwie wigilie klasowe, oblekłam 28 baniek białą elastyczną koronką, coś tam ugotowałam, trochę posprzątałam, wyhaftowałam różę i uszyłam sobie sukienkę do projektu... Tak, sukienka ta, to realizacja pomysłu, do którego, od ponad roku, próbowałam przekonać niektóre kobiety z otoczenia. Widocznie jednak, miałam to najpierw przetestować na sobie.  Miało to wyglądać tak: szyjesz sobie sukienkę a la mała czarna, a do niej spódnicę z tiulu, szyfonu, czy takiej na przykład tkaniny nieokreślonej, która poza przejrzystościami, cekinami, posiada jeszcze "futrzane" kratkowanie. Spódnica może być z koła, półkoła lub zakładek. Efekt końcowy: masz sukienkę klasyczną, wąską lub sukienkę z rozkloszowanym dołem. Dobrze? Dobrze... Albo nie... Bo na przykład między barszczem, rybą a kompotem zapominasz, że wykrój z którego korzystasz pierwotnie jest wykrojem na dłuższą bluzkę i zamiast dodanych kiedyś 20 cm, dodajesz tylko 10! No, ale ma to być w zasadzie sukienka z rozkloszowanym dołem, więc takie przykrótkie spodnie warstwy mogą być przykrótkie. Jednak trochę szkoda, że przykrótkie, bo rąk do góry podnieść za bardzo nie można, a przebywanie w świątecznej kuchni w pozycji na baczność, nie jest wskazane... Mało tego, że rąk do góry podnieść nie można, to każde wzruszenie ramion tworzy "gustowny" garbek na szwie ramiennym - do korekty poświątecznej. Ustaliwszy, że jednak nie będę przy gościach biegać w wersji mocno okrojonej z długości, przywdziałam warstwę wierzchnią. Cóż, trzeba mieć w sobie "odrobinę" samokrytyki: chociaż materiał baaardzo fajny, to te zakładki, to nie dla mnie, a rękami ruszać muszę.  Ale ja tak bardzo chciałam mieć sukienkę z tego przedziwnego materiału! A nie chciałam go doszywać na amen do czarnej "andżeliki". Pośpiech, pośpiech i gotowanie i święta i choinka i bańki, no i test wersja 01 do poprawki. 

Miłej reszty Świąt ;)