Rozmiar kontra fason.

Od pewnego czasu prowadzę obserwację. Jednak, aby być bardziej wiarygodną, powinnam podać dokładny czas trwania tejże obserwacji, wszak podjęte działania mają prowadzić do wysnucia wniosków i opublikowania wyników.

Zatem: przez trzy lata prowadziłam obserwacje i doszłam do następujących wniosków: my, kobiety, nie mamy jednego rozmiaru odzieżowego. Mamy ich aż trzy, a kobiety szyjące z Burdy nawet cztery*.

Oto one: rozmiar pierwszy - mentalny - to jest nasze wyobrażenie o sobie, to jak siebie postrzegamy, jak zapamiętałyśmy siebie w tzw. “najlepszych czasach” , czyli młodości. Najczęstszym rozmiarem mentalnym, idealizującym, jest rozmiar 38.

Rozmiar numer dwa, to rozmiar sklepowy. Tutaj pojawiają się dwa podtypy: primo - najczęściej komentowane stwierdzeniem “popatrz, noszę 44, a weszłam w 38” ; i secundo - “no bez przesady, jakie 2XL jak mam rozmiar 42!?”. Jest to spowodowane - nie, nie szalejącą inflacją - a szalejącą rozmiarówką. I jak pierwszy podtyp wpływa na poprawę samopoczucia - wiadomo, tak nagle schudnąć w przymierzalni, to jest coś - tak drugi potrafi nas dobić psychicznie i doprowadzić do stwierdzenia, że na takie gabaryty to ja nic fajnego nie kupię! (oloboga!) Przy tym rozmiarze, nazwanym przeze mnie sklepowym, trzeba wziąć pod uwagę jedno: czy kupujemy rozmiar, czy fason, o czym za chwilę.

Rozmiar trzeci - realny. O nim najczęściej wie tylko krawcowa. Z centymetrem w ręce skrupulatnie zbiera dane wrażliwe: obwód biustu (tu nie musi być mało ;)) - 110 cm, obwód talii (najczęściej na wdechu i zawsze jest za dużo) - 90 cm, obwód bioder (całe szczęście w epoce “kardashian” dominują zacne tyły) - 115 cm. Inteligentna krawcowa, trafiająca na nadającego na tych samych falach klienta, zawsze, bez względu na parametry wrażliwe wyżej wymienionego, “będzie szyła” ;) rozmiar mentalny o idealnych wymiarach 90-60-90 ;). Zawsze. Ceną jest zadowolenie klienta i błysk zazdrości w oczach innych.

* Pozostał nam temat z gwiazdką, czyli rozmiar burdowy, dotyczący tylko osób szyjących z kultowego magazynu, czyli z Burdy. Tutaj trzeba pamiętać, że tabele rozmiarów zostały stworzone pod populację kobiet zamieszkujących tereny Niemiec. W tym należy upatrywać głównego problemu, jakim jest wstrzelenie się w rozmiarówkę Burdy, znanych ze swej urody (i innych cnót), Polek. I tak, na podstawie wyżej odnotowanych danych wrażliwych i badań przeprowadzonych na samej sobie, za nic w świecie nie powinnam szyć rozmiaru 42, tylko 44, a nawet 46! Piszę to z pozycji osoby doświadczonej w szyciu (nawet daszek do altany szyłam, no i maski, także ten…) . Biorąc pod uwagę swoje wymiary, fason modelu i rodzaj tkaniny, i kopiując, krojąc i zszywając rozmiar mi przypisany wedle pisma szyciowego - 44, za każdym razem kończyłam w bezkształtnym tworze o nieokreślonym fasonie! Po latach już wiem, co i jak ze mną jest nie tak, jeśli chodzi o szycie, ma się rozumieć ;) i szyję 42, a 44 tylko wtedy, kiedy fason mnie się podoba, a przypisany jest rozmiarom z plusem. Wtedy troszkę trzeba zmniejszyć.

I tak oto, tanecznym krokiem przechodzimy do sedna tych dywagacji rozmiarowych, czyli: jak zabijamy fason rozmiarem. I już nie będzie tak miło! Na podstawie tego, co widzę na co dzień, stwierdzam, że dalej chodzimy w rzeczach za ciasnych, czyli za małych, święcie przekonani, że ciasne nas wyszczupli! Bo wszyscy chcemy być szczupli, podejmując minimalny wysiłek, jakim jest odzianie się w dzianinę. Jesteśmy do tego tak przyzwyczajeni, że gdy przyjdzie zawdziać rzecz dopasowaną do naszej sylwetki, a jeszcze uszytą, to czujemy się w niej niekomfortowo (dlatego pierwsza przymiarka jest w wielu przypadkach doświadczeniem rozczarowującym). Nagle na nasz obraz w mentalnym rozmiarze, nachodzi drugi w rozmiarze realnym. W 99% obrazy te się nie pokrywają… I zaczyna się polka galopka, która ma na celu doprowadzenie ubrania do stanu, w którym fason traci swój charakter, ale w którym dana osoba uzewnętrzni swój charakter, ze szkodą dla tego pierwszego. I zaczyna się przeciąganie liny, przesuwanie granic i odkrywanie nieodkrytych pokładów cierpliwości. Fason konta wizja klienta!

Wszechobecne “kupiłam 38, a noszę 42”, nawiązujące do rozmiaru sklepowego, działa pozytywnie na psychikę, ale już niekoniecznie dobrze robi dla fasonu. Bo może to celowo miało być takie luźne, może ilość tego luzu jest inna dla każdego rozmiaru, może ten fason właśnie tak widział projektant? Zakładając rozmiar mniejszy, szkodzimy temu, co artysta - projektant, miał na myśli. Burzymy jego koncepcję, jego wizję.

Szyjąc dla siebie, możemy więcej, bo znamy swoją sylwetkę, swoje upodobania. Możemy zmniejszyć lub poszerzyć, a będąc już na wyższym stopniu wtajemniczenia szyciowego, modyfikować wedle własnego uznania .

Możemy uszyć na przykład model 101 z Burdy 11/2007, który pierwotnie był sukienką…. No żart, żart oczywiście, tak na pobudzenie, bo już tyle trzeba było przeczytać…

Zatem możemy uszyć model 101 z Burdy 11/2017 pozbawiając go rękawów, ale zachowując jego wszystkie obszerności. Bez komentowania, że uszyłam swój rozmiar, a tu jeszcze wejdzie baba z dziadem i kogut, co to go baba ma w bucie. Bo tak ma być! Bo tak zaplanował projektant! Bo chciał, by cieszyć się obszernością, przytulnością tkaniny/dzianiny, jej miękkim opadaniem ku dołowi, swobodnym falowaniem poł (czy ktoś jeszcze wie co to są “poły płaszcza”?) w trakcie ruchu i wielgachnymi kieszeniami, które spokojnie mogą robić za torebkę. Zaręczam, że szyjąc rozmiar 36 tego efektu nie osiągnęłabym.

Na koniec dodam, że płaszcz przerobiłam na kamizelę “narzuć i leć”, oby projektant mi wybaczył! Nic nie zwęziłam, jest szeroko jak fason w Burdzie nakazał! Tkanina pochodzi ze sklepu stacjonarnego i jest tworem sztucznym do cna. Uznając, że prawa strona tkaniny jest gładka, stała się ona wierzchem kamizeli, a jej futrzasta cześć zajęła miejsce spodnie, znaczy się lewe. Strona futrzasta, nie będąc do końca zachwycona przyznanym miejscem, z wielkim zacięciem “obrała” wszystkie czarne rzeczy jakie mam ;)

Podsumowując: nie niszczmy fasonu rozmiarem!

Z krawieckim pozdrowieniem

Jola.

Przepis na futro

Przepis na futrzaną kamizelę z kapturem:

  •   1,5 metra sztucznego futra, z krótkim lub długim włosem
  •   1 metr podszewki
  •   1 metr dzianiny ściągaczowej lub innej dzianiny, według upodobania
  •   1 zapięcie typu keska lub duża haftka
  •   nici - kolor zgodny z kolorem futra albo mniej więcej zbliżony (i tak nie będzie widać)
  •   nożyczki z ostrymi szpicami
  •   szydełko lub duża igła (największa, jaką masz)
  •   wykrój gotowy lub stworzony na potrzeby własne
  •   odkurzacz
  •   butelka wina semi sweet  

Wykonanie:

 Przygotuj wykrój. Możesz wykorzystać przód i tył z modelu 101 na futrzany płaszcz z Burdy 11/2011, bez rękawów oczywiście. Wykrój na kaptur możesz skopiować z Burdy 8/2015 , model 102. Polecam kaptur zrobić o rozmiar mniejszy, bo jest dosyć obszerny. A i dobrze jest nie zapomnieć o środkowej części kaptura... dzięki temu unikniesz niepotrzebnego prucia!!! 

 Rozłóż futro prawą stroną do spodu. Ułóż formę. Sprawdź kierunek włosa - musi biec w dół formy. Odrysuj poszczególne elementy wykroju kredą. Nie polecam przypinania formy szpilkami - futro zwykle jest zbyt grube i forma ulega znacznym odkształceniom. Pamiętaj o "odbiciu  lustrzanym" elementów przodu -  nie skrój dwóch TAKICH SAMYCH  elementów!

 Przygotuj odkurzacz i przystąp do krojenia. Zalecam kroić, używając tylko szpiców nożyczek - będzie mniejszy bałagan. Każdy wycięty element kamizelki odkurz - mniejszy bałagan, tylko nieliczne futrzane kurzkoty po miesiącu wyłonią się zza drzwi...

  Teraz następuje zszywanie poszczególnych elementów. Zszyj boki kamizeli. Jeżeli masz życzenie, w szew boczny możesz wpuścić kieszenie. Ja swoje wykonałam z dzianiny o dużej zawartości poliestru i niskim stopniu rozciągliwości. Teraz użyj szydełka lub grubej igły, aby uwolnić "wciągnięte" do szwu futro. 

 Następnie przystępujesz do pozszywania elementów podszewki. Futra ekologiczne (poza tym, że nie są pochodzenia naturalnego, to ekologia z metodą ich wykonania nie ma za wiele wspólnego) zwykle są dosyć sztywne i ich wewnętrzne krawędzie, jeżeli nie są ekstra zabezpieczone, potrafią bardzo niszczyć tkaniny z którymi mają kontakt. Z dziany ściągaczowej wykrawasz element kaptura i je zszywasz. Potem możesz przedzielić element wykroju przodu wzdłuż na pół (he he he, opis prawie jak w Burdzie) i część bliżej środka/przecięcia również wykroić z dzianiny ściągaczowej - układ pasków wzdłuż elementu wykroju. Drugą część elementu przodu, tę z podkrojem pachy, wykrawasz z podszewki i doszywasz do elementu z dzianiny ściągaczowej.  W ten sposób uzyskujesz oba elementy przodu z odszyciem z dzianiny ściągaczowej. 

   Następnie zszywasz boki podszewki i doszywasz ją do podkrojów pach futrzanego wierzchu. Potem zszywasz ramiona, ponownie używasz igły lub szydełka, by wyciągnąć "zaszyre" futro ... powinnam była robić zdjęcia!!!  Doszywasz kaptur futrzany do wierzchniej warstwy futrzanej, a kaptur z dziany do części podszewkowej. Łączysz zewnętrzne krawędzie przodu i kaptura lewą stroną do lewej (trochę karkołomne, ale do wykonania) i zszywasz. Dolną krawędź podszewki podwijasz lub obrzucasz na coverlocku. Doszywasz zapięcie typu keska na wysokości odpowiadającej Tobie. I voila! Gotowe! Aha....

 Wino, jeżeli do tej pory go nie wypiłaś, przekazujesz przepisodawcy... ;)

Miłego szycia zakończonego efektem WOW.

Pozdrawiam

Jola