Epizod 50/52

A materiał leżał i leżał. I nikt na niego nie zwracał uwagi. I smutno mu na pewno było, że nikt nie widzi jego potencjału. A jego walory dodatkowo podkreślała cena - 10 zł za metr. Przy takiej zachęcie, nawet jakby miało się nie udać, to dwa metry można było brać w ciemno. Ale ja miałam wobec niego plany od samego początku. I nie zakładałam, że nie wyjdzie. Z założenia miało wyjść, tylko nie do końca wiedziałam czy sukienka, czy spódnica. Projekt 52/52 pomógł podjąć decyzję - sukienka. Materiał, to oczywiście poliester, w przeważającej ilości, i z domieszką elastanu, w ilości śladowej. Kolor, w zależności od kąta padania światła, z grupy zieleni i "błyscy się jak lybka". Do tego materiał z włosem a la welur, i z deseniem w drobne fale (czyżby zasłonowy?). Z początku chciałam materiał łączyć z tiulem elastycznym czarnym, tzn. dekolt przodu i tyłu oraz rękawy miały być z siateczki. Doszłam jednak do wniosku, że wolę coś bardziej uniwersalnego. Wybrałam model 125 z Burdy 3/2016. Bardzo fajny model, bardzo. Góra z nietuzinkowymi cięciami i dół, dół r e w e l a c y j n y - z kieszeniami i z zakładkami i z kontrafałdą. Super. Muszę sobie taką spódnicę uszyć. Zanim to jednak nastąpi... jeszcze o sukience. Zrezygnowałam ze stójki. Dekolt w łódkę jest moim ulubionym. Całą sukienkę podszyłam turkusową podszewką. Części sukienki z podszewki, nauczona własnym doświadczeniem (bo wiadomo: najlepiej uczymy się na błędach własnych), skroiłam ze skosu. Podszewka w ten sposób krojona lepiej układa się pod materiałami z małą ilością elastanu, do dzianin polecam podszewki elastyczne. Podkroje pach, dekolt przodu i tyłu, linię wszycia zamka krytego, podkleiłam flizeliną elastyczną. Dół sukienki wykończyłam taśmą do podwijania. I jak wyszło? Myślę, że nieźle. Nie napiszę, że to kolejna świąteczna sukienka, bo wyjdzie na to, że będę w święta przebierać się średnio co godzinę... Dobra, ze cztery sukienki założę... rodzina duża, można odwiedzać...

Dobrego tygodnia Wszystkim :)

Epizod 46/52

Super księżyc nie dał pospać w tym tygodniu? Nie mogę powiedzieć, żeby były to godziny zmarnowane, o nie. Nie narzekałam ani na materac, ani poduszki nie miały konsystencji kamieni, ani kołderka nie była za małą, ani chrapanie nie przeszkadzało. Jak już stwierdziłam, że nie zasnę, to oddałam się rozmyślaniom krawieckim (a świeć sobie ile chcesz!). Ile ja się naszyłam tamtej nocy! Bluzki, spódnice, spódnice z haftem, spodnie przeróżne, kurtki, płaszcze - w tym jeden w stylu rosyjskim z haftem, sukienki, bluzy... Echhh, to była noc. Za to rano, rano złożyłam zamówienie na katapultę łóżkową, zsynchronizowaną z budzikiem. Z nocnych przemyśleń, pozostało mi niejasne przeczucie, że powinnam odwiedzić sklep z materiałami, zaraz po ósmej. Po owsiance trochę mi się przejaśniło i mgliste wspomnienie zaczęło się krystalizować. Ewidentnie powinnam była iść na zakupy materiałowe. I poszłam. Potrzebowałam 2,30 dzianiny żakardowej w kolorze "księżyc w nowiu". I była i kupiłam i... potem, to już wiadomo. Wyprałam, wysuszyłam, wycięłam, zeszyłam, przymierzyłam... Tak w telegraficznym skrócie. Wdając się w szczegóły, bezsenność przyniosła pomysł na sukienkę z dzianinowego żakardu w kwiaty (chyba róże) na złotawym tle. I tłoczenia i delikatne złotawe tło komponują się bardzo pięknie, czego niestety zdjęcia nie oddają. Sukienka powstała z połączenia dwóch wykrojów: góra to model 104, Burda 10/2016, dół model 124, Burda 3/2007 (czyli dół od sukni ślubnej). Żeby szycie nie szło mi za szybko, w szew boczny wpuściłam sobie kieszenie. I powiem Wam, że takie kieszenie, to niezły patent, jak nie wiadomo, co z rękami zrobić. Dekolt wykończyłam odszyciem, podklejonym flizeliną, żeby było tak elegancko. Dół sukienki podwinęłam przeszywając maszyną, jednak teraz uważam, że mogłam podkleić. Dzianina, jak swoim wyglądem zachwyca, tak charakter ma trochę przewrotny, a raczej skłonny do zawijania się do środka. Muszę ją skłonić do zmiany, najlepiej jakąś taśmą termiczną. 

  

 

Epizod 44/52

    Jak nie dostać martwicy szarych komórek? Zafundować sobie dzieci. Macierzyństwo co prawda, szczególnie na wczesnych etapach, bardzo wyjaławia mózg. Poza, oczywiście, sferą medyczną, doktorat z pediatrii robi każda matka, szczególnie przy pierwszym dziecku. Potem przez jakiś czas obchodzi nas tylko jadło - nie jadło, piło - nie piło i kolor ulubionego kocyka. I nagle, jak grom z jasnego nieba, spada na nas historia Polski, wiek XVIII/ XIX. I nagle budzą się komórki nie używane od dwudziestu lat. I Alzheimer już nie grozi. Przejście z dzieckiem przez podstawę programową szkoły podstawowej oraz problemy wieku dojrzewania, powinno być nagradzane Noblem lub specjalną nagrodą od Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Po pobudzeniu szarych komórek, przy ambiwalentnym współudziale Nieletnich i zderzeniu się z radykalnymi poglądami wcześniej wymienionych, nie pozostaje nic innego, jak urządzenie sobie domówki. Chociaż może demolka byłaby lepsza... Domówka w tym wypadku polega na wytłumaczeniu sobie, że się nie da zrobić wszystkiego. Polega na zrobieniu sobie dużej kawy w dużym kubku lub małej kawy w dużym kubku, jak kto lubi. Można spojrzeć przez okno i ucieszyć się, że pada. Deszcz w końcu jest potrzebny..., chodniki umyje. Można się ucieszyć, że nie trzeba wychodzić z domu w taką pogodę. No nie da się, po prostu, i po kanaryjsku przejść nad problemem do szycia. Wszak szycie ratuje życie. Wybrać sobie prosty model sukienki z dzianiny. Taki, żeby jego szycie nie zajęło więcej niż dwie godziny i żeby efekt jego nas ucieszył. Sukienkę można uszyć z kieszeniami, żeby w chwilach "normalnie ręce opadają", ręce nie opadały bezwiednie wzdłuż ciała, a chowały się w nich. Taką sukienkę, żeby w niej wygodnie było i gotować zupę dyniową  i książkę poczytać i sjestę odbyć. Taką sukienkę w kolorze i żeby kolor był energiczny. I może mieć jakieś coś koło dekoltu, jakiś golf lub inny dusik, żeby zapewniał przytulność. Na taką domówkę najlepiej mieć Ottobre 5/2016, a także przyjąć pozytywny wyraz twarzy ( z serii "nic mnie nie rusza") i przetestować asertywność w praktyce. Polecam :)