Kryminał czteronitkowy

- Proszę się skupić: w co była ubrana żona w dniu zaginięcia? ; - Nie wiem…, tyle tego ma…, no i zależy ile miała czasu przed wyjściem do pracy…; - Proszę doprecyzować; - Jeśli miała więcej czasu, tak około 1,5 godziny, mogła sobie coś uszyć… Policjant spojrzał zdziwiony: - Na czym żona szyje? - zapytał. - Na coverlocku - odpowiedział mąż…

To może być całkiem niezły początek krawieckiego kryminału, prawda? Takiego, w którym ginie pasjami szyjąca żona. Kto za tym stoi? Czy mąż, który ma dość zalegających wszędzie materiałów i nitek w rosole; czy zazdrosna, nieszyjąca, koleżanka; czy może sama żona, która dla szycia rzuciła wszystko… CDN…

A teraz palce do góry, która z nas, szyjących, szyła tak “na gorąco” , tuż przed wyjściem i jeszcze nitki obcinała w biegu, a guzik doszywała w przerwie na kawę? No tak myślałam… Jest nas sporo.

Ktoś powie: ale co w 1,5 godziny można uszyć? A można! Można sobie machnąć takie oto wdzianko. Ciepły przyodziewek na wrześniowe poranki. Wygodny sweter w stylu oversize. Ocieplacz, któremu w oryginale do pełni szczęścia brakuje kieszeni.

Przyznam się, że krążyłam wokół tego wykroju: Burda 12/2018 model 121 A, już od dawna, co najmniej od dwóch lat. Zawsze czegoś brakowało, a najczęściej materiału. W końcu planety ułożyły się w odpowiedniej koniunkcji dla modelu 121 A i zabrałam się do pracy. 2,5 metra dzianiny sweterkowej w prążek poszło pod ostrza nożyczek.

Proponowany model jest bardzo obszerny, co trzeba wziąć pod uwagę już na samym początku. Dla rozmiaru 42 proponuję kopiować elementy wykroju w rozmiarze 38/40. Potem już jest górki: dwa szwy ramienne wraz z golfem, dwa szwy boczne, jeden szew środkowy przodu, dwa przeszycia ściągaczy plus ich doszycie do części głównej , no i podwinięcie. W pierwszym odruchu chciałam spasować te prążki na szwie przodu, ale… za dużo ich było… Wszystko można wykonać na “coverku” , co też uczyniłam lub, jeżeli dzianina się “nie siepie”, na zwykłej maszynie do szycia. Posiadacze zwykłych maszyn w tym przypadku mogą mieć nawet przewagę nad posiadaczami covelocków, bo te, zmuszone do pracy w trybie nagłym lubią odmówić posłuszeństwa, dostają jakichś humorków i plątają te nitki okropnie. To z kolei może prowadzić właścicielkę wyżej wymienionej maszyny, chcącej posiadać nagle nowy ciuch, do czynów karalnych z jakiegoś kodeksu (nie wiem pod jakim paragrafem figuruje rzut coverkiem przez okno, który może spaść na kogoś? ), no i kryminał jak nic!

Jedyną rzeczą, której brakuje temu fantastycznemu modelowi są kieszenie. Przekonałam się o tym w trakcie przymiarki. Normalnie ręce bezwiednie wykonują ruch, jakby chciały się schować w przepastnych, cieplutkich workach kieszeniowych. Czasu nie było za dużo, więc postanowiłam naszyć takie zwykłe dwa kwadraty… Jak naszyłam, tak szybko wyprułam. Nie pasowały. Lepiej będą wyglądały kieszenie wpuszczone, ale to nastąpi niestety kiedyś…

Tymczasem rankami wskakuję w takie oto milutkie swetrzysko i znikam…w pracowni ;)

Pozdrawiam

Jola

Cały ten cyrk.

Miałam w tym tygodniu okazję przeczytać kilka dobrych tekstów. O tym, że pomniejszamy wartość swojej pracy prze źle wyrażoną skromność. O tym, że my, kobiety, nie musimy cały czas przepraszać. O tym, że sprzątanie w związku z ... z mężczyzną, oczywiście, nie jest najważniejsze. O tym, że nie musimy robić wszystkiego. O tym, że rodzic nie robot i ma prawo do własnych uczuć. O filozofii nawlekania nitki. Bardzo mądre teksty. Nigdzie niestety nie było o tym, jak żyć pod jednym dachem z trzema facetami.  Każdy jest inny. Każdy ma swoje zainteresowania. Każdy chce posiadać swoją przestrzeń. Każdy żąda uwagi. Wszyscy spotykają się w kuchni. Kuchnia - neutralne pomieszczenie, niemal ziemia niczyja. To znaczy nie ich, czyli moja. I tutaj postanowiłam ich zaskoczyć. Postanowiłam odwołać się do ich męskich cech, takich jak odwaga, męstwo, chęć imponowania, sprawdzenia się i rywalizacji. Postanowiłam zagonić... wróć: zachęcić ich do prac kuchennych. Taki przykład: 

- Zjadłabym muffiny, może zrobimy je razem? Mąż: - Chce ci się? ( z powątpiewaniem w głosie). Starszy: - O dobra, dobra, tylko skończę tę bitwę... Młodszy: - A  z czym będą? Z bananami? A to ja nie będę jadł. 

Efekt: zrobiłam sama, napachniłam w całym domu i dobrze, że dwie, jeszcze ciepłe, zjadłam (trochę mnie potem bolał brzuch) i jedną sobie schowałam, bo to był po prostu moment i 21 muffin zniknęło. Ale najlepsze były i to nic, że z bananami i ta bitwa taka zajmująca, i że mi się tak chciało...

Nie poddawałam się. Przykład drugi - przygotowanie obiadu - etap: obieranie ziemniaków. Starszy zgłosił się na ochotnika, dobre dziecko. Ma tylko tę jedną właściwość - poza tym, że zna się na wszystkich czołgach i matematyce - nieustannie próbuje wymyślać rzeczy od nowa. No i wymyślił! Obierając ziemniaki, tak manewrował obieraczką, nadając jej inny kierunek działania, że obrał sobie połowę paznokcia! No i po robocie.

Kuchnia okazała się tematem nie do przejścia. Wyjmowanie czystych naczyń z szafki opanowane do perfekcji. Wkładanie brudnych naczyń do zmywarki budzi obrzydzenie, że takie brudne, łeee. 

Z kuchnią dałam sobie spokój na jakiś czas. Sprzątanie za to idzie im zdecydowanie lepiej. Może dlatego, że ogarniają przestrzeń im znaną. I nie muszę nad nimi cały czas stać. A jak nie muszę pełnić nadzoru, to mogę szyć. Mogę im nawet coś uszyć. Mogę nawet uszyć i coś dla siebie. Mogę wykopać taką dzianinę swetrową w romby, co to, nawet wyprana, pod żelazkiem "ucieka". Mogę, ponownie, prowadzić wykopaliska za wykrojem na bluze dla M., który nadawałby się również na sweter. Mogę, a jakże. Przy przymiarce na M. mogę, po cichu, stwierdzić, że niepotrzebnie stabilizowałam dekolt flizeliną przed przyszyciem plisy i trochę się przez to otwór głowowy za ciasny zrobił. Głośno mogę za to śmiało stwierdzić, że głowa za duża. O! Sprzątanie idzie im zdecydowanie szybciej niż mi szycie. Cóż, trzy swetry i bluza (w tym obiad i dwie kawy bez muffin), to niezły wynik. Wszystkie wykroje pochodziły z Ottobre, łącznie z tym dla M. Moja bluza zyskała modyfikację w postaci kapturopodobnego golfa. W ten sposób materiałów w zapasach mi ubyło, ale stopień zadowolenia (czytaj: puszenia się - jaki to ja mam fajny sweter) zdecydowanie wzrósł.

Prace nad wdrożeniem elementów (nieletnich) płci męskich w prace domowe/kuchenne trwają.