Wstrzeliłam się wprost idealnie. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że 20 stopni na plusie w kwietniu, to taki blef. W związku z tym spodziewałam się nie najlepszej pogody na święta. Moje przypuszczenia sprawdziły się w 150%, (byłoby 200%, ale śnieg nie padał). Skoro pozwoliłam sobie na tak złe prognozy pogodowe, postanowiłam się zabezpieczyć. A wiecie jak ja nie lubię ubierać się elegancko, a na to zakładać grubą kurtkę? A nie wiecie? A to już wiecie! No, nie lubię. I tak sobie pomyślałam, zaraz po tym jak wysnułam te fatalne przypuszczenia, co do pogody, że są takie tkaniny, które świetnie chronią od: zimna, wiatru, deszczu, ostatecznie od słońca, a nie są grube i nie trzeba do nich ocieplanej podszewki. I nie trzeba się pod nie ubierać na cebulę. I nie trzeba też na nie zakładać warstw dodatkowych wierzchnich.
Ta tkanina to softshell. Ha! Taka wizja: temperatura w okolicy zera, a ja w rozkloszowanym płaszczu z softshellu, w kolorze czerwonym.... Rozmarzyłam się. Co? Z softshellu takich płaszczy się nie szyje? Tylko sportowe kurtki krótkie i długie. Jak nie szyje? Ależ szyje! Prosto w ręce, a raczej w oczy, wpadł mi softshell o kolorze "rubinowa czerwień". Idealny. Jeden minus - był w sklepie internetowym. A wiecie, że wszystkie tkaniny kupuję w stacjonarnych sklepach? Wiecie! OMG! Lubię łazić, dotykać, a tu co? Muszę wierzyć na słowo miekkie.com ! "Softshell - rubinowa czerwień. Świetnie nadaje się na kurtki, płaszczyki, odzież sportową i funkcyjną. Wysokie parametry użytkowe wodoodporność 20 000mm, oddychalność 10 000g. Oznacza to, że tkanina jest wytrzymała na ulewny deszcz i mokry śnieg. Bardzo miękka i plastyczna, od spodu wykończona polarem".
Przekonała mnie ta odporność na ulewny deszcz i mokry śnieg, coś czułam, że tak będzie... i cena. Zaordynowałam 3 metry softshellu. Do tego dzianinę jersey rubinowy, a jak! Czekałam jak na szpilkach. Pierwsze zamówienie tkanin online! To były emocje! Co będzie w środku?! Czy kolor będzie się zgadzał z kolorem na stronie?! Czy, czy, czy?... "Czy?" mnożyły się jak u trzylatka.
I wreszcie są! Wielkie otwarcie! A tam, na samym wierzchu moich tkanin w rubinowym odcieniu czerwieni, urocza naklejka z jeszcze bardziej uroczym tekstem: "Queen of sewing"! Korona samoistnie pojawiła mi się na głowie... Pomyślałam sobie: Och WY! miekkie.com ! I zabrałam się za wyjmowanie tkanin. Rodzina przez resztę wieczoru wysłuchiwała mych "królewskich" zachwytów, że jaki kolor, przepiękny - rubinowy! Jaki super softshell - rubinowy - miękki. Jaki jersey - rubinowy! - idealnie komponujący się z softshellem! Potem, po królewsku, oddaliłam się w celu wykonania wykroju.
Wybrałam model 121 z Burdy 1/2007, gdyż spodobał mi się kołnierz, rękawy i szerokie wiązanie. Mając już do czynienia z tym wykrojem, wiedziałam, że trzeba poszerzyć rękawy, bo jakieś takie wąziutkie. Ponieważ oryginalny wykrój nie zakłada cięć francuskich, a takie miał posiadać mój rubinowy płaszcz rozkloszowany, postanowiłam takowe wprowadzić (dekret królewski nr 7538/7). "Drobne" modyfikacje zostały ukazane na zdjęciach roboczych. Czyli z przodu została odcięta część z zaszewką i w to miejsce odpowiednio dopasowana część boczna. Straciłam przez to możliwość oryginalnego umocowania wiązania i umiejscowienia kieszeni, ale coś za coś. Zyskałam cięcia francuskie, długość i rozkloszowanie. Kieszenie zostały wpuszczone w szew boczny. Ze względu na charakter tkaniny, nie podkleiłam odszycia przodu flizeliną. Dwie warstwy przestębnowanego softshellu świetnie trzymają ramę kołnierza. Zamiast klasycznego zapięcia na guziki, zastosowałam ozdobne, ażurowe zatrzaski w kolorze "rubinowej czerwieni". Całość, od pasa, została wydłużona do 63 cm, bez zapasu na podwinięcie.
Jak się szyło? Bardzo fajnie. Tkanina współpracowała z maszyną, maszyna nie stawiała oporów, ja w dalszym ciągu wyrażałam królewski zachwyt. Wnętrze wykończyłam na coverlocku, ale uważam, że sprzęt ten absolutnie nie jest wymagany przy szyciu z softshellu, gdyż tkanina się nie strzępi! Duuuży plus! Dobrze jest natomiast przestębnować szwy. Za to uważam, że worki kieszenie w takim płaszczu absolutnie należy wykonać z milutkiego jerseyu. Potem wyjaśnię dlaczego. Miałam jeszcze pomysł, aby dół płaszcza podwinąć na taśmie krynolinowej, by zyskał na objętości, ale... Po pierwsze: taśmę krynolinową miałam, ale za szeroką. Po drugie: w piątek przed świętami o zakupach online z dostawą "na już", mogłam tylko pomarzyć. Ale bez taśmy i tak wygląda dobrze. Taki płaszcz z softshellu, to ma jeszcze jedną, bardzo istotną zaletę: nie wymaga podszewki! W związku z tą, jakże istotną kwestią, ilość kropek trudności szycia, z pięciu zmniejsza się do dwóch! Tadaaaaammm!!!
Tyle teorii, teraz praktyka. Faktycznie pogoda była paskudna. Poza śniegiem, było wszystko: wiało, lało, zacinało, od czasu do czasu przyświecało słoneczko. Sesja? O w życiu! Ale w takim płaszczu? Wymarzona pogoda. Płaszcz założyłam na sukienkę Epizod nr 35, czyli z gatunku, co to ani ziębi, ani grzeje. Gdy wyjeżdżałam z domu (w płaszczu było mi za ciepło) jeszcze było jako tako, a potem tylko gorzej. Gorzej było dookoła mnie. Jednak: nie przewiało mnie, nie przemokłam, nie musiałam mieć siedmiu warstw pod spodem. Ja miałam płaszcz z softshellu w kolorze rubinowej czerwieni, rozkloszowany, elegancki, a jednak zapewniający ochronę przed zimnem, wiatrem, deszczem i śniegiem. I nawet jak ręce do kieszeni schowałam, to nie trafiłam na zimny splot podszewki poliestrowej, tylko na milutki, miękki jersey, którym wykończyłam worki kieszeniowe.
"Queen of sewing"... ech miekkie.com