Mamma mia! Kratka!

  Bycie mamą, to najfajniejsza fucha świata. A posiadanie córki, to dodatkowa zaleta tego "zawodu", na umowie na stałe, z dodatkowymi zleceniami "o dzieło" (najczęściej w porach niedzielnych wieczornych, z terminem na poniedziałek rano).  Zakładam też, że dodatkową frajdą dla każdej mamy jest możliwość ubrania siebie i córki w takie same sukienki. Przypuszczam, że możliwość ta istnieje do pewnego momentu, do chwili, gdy padnie zdanie: "och, maamooo! daj spokój!". W związku z tym należy wykorzystywać te momenty względnego przyzwolenia i szaleć w ten sam deseń.

  Od dawna miałam ogromną ochotę na uszycie zestawu "mama-córka". Ale skąd wziąć podrośniętą córkę na już? Wobec tak wielkiego braku postanowiłam "wypożyczyć" zgrany duet. Oto moja imienniczka i jej bardzo rezolutna córka. Dodam również, że już kilkakrotnie miałam okazję testować na nich moje krawieckie poczynania, ale nigdy w duecie. Mniejsza część tego zespołu jest moją wierną sukienkową klientką, a najbardziej lubi niebieski. Miałam więc pewne obawy, czy założy taką kraciastą kreację i to w takim kolorze... Jednak, nie chcąc sobie dodawać zasług, że to niby dlatego, że ja to szyłam..., trzymam się myśli, że chciała "być jak mama" i bez żadnych słów protestu wystąpiła w nowej roli, roli modelki.

  Zestaw sukienek powstał z materiału o mizernej zawartości elastanu, ale za to ze sporą przewagą poliestru. Sukienki z tej tkaniny należą do grupy odzieży "wypierz, strzepnij i idź", czyli są idealne na wyjazd i na szybkie wyjście z domu. Model sukienki dla mamy pochodzi z Burdy 11/2013 model 128. Wymagał kilku modyfikacji, wiadomo, każda sylwetka jest inna. Ale najbardziej jestem zadowolona z wszycia zamka i spasowania kratki na tym etapie szycia. Udało się za pierwszym razem! Myślę, że reglanowy rękaw, dla tego deseniu tkaniny i fasonu sukienki także zdał egzamin. 

  Sukienka dla córki, to baaardzo zmodyfikowany model, pierwotnie przeznaczony dla dresowej tuniki. Zależało mi na tym, aby oba modele miały ten sam krój... mniej więcej... Czyli reglanowy rękaw w wersji małej musiał być. Natomiast zamek już niekoniecznie. Sukieneczka z tyłu zapinana jest na guziczek.  

  Oczywiście kratka w szyciu zawsze jest wymagająca. I jak przy drobnej kratce można sobie pozwolić na małe nieścisłości, tak taka duża i wyraźna kratka nie będzie łaskawa dla decyzji na łapu-capu. Poza spasowaniem jej w momencie wszycia krytego zamka, dobrze wygląda również jej spasowanie na szwach w ogóle.  

 Jednak creme de la creme tego zestawu, taką wisienką na torcie, są białe kołnierzyki, które z prostych sukienek czynią sukienki elegancko urocze. Ich właścicielkom dodają wdzięku, a zarazem nie tłumią indywidualnych cech charakteru. 

  Dziękuję Dziewczyny :)

  

   

  

  

Kombinezon na już

 A więc zatem tak to było: o imprezie wiedziałam od dwóch tygodni. W czym idę? No przecież wiadomo: w sukience. Coś sobie z szafy wyciągnę, w końcu któraś się będzie nadawała... Nie ma problemu. W piątek przed imprezą, w dalszym ciągu nie było problemu. Wieczorem, tegoż dnia, też nie czułam żadnego mrowienia w palcach, splątania myślowego, czy innego niepokojącego objawu.

 Natomiast w sobotę... W sobotę obudziłam się z przeświadczeniem, że muszę. MUSZĘ SOBIE USZYĆ KOMBINEZON! NA DZIŚ! Jak nigdy w mijającym tygodniu, chciało mi się wstać od razu. Jak nigdy, nie przestawiałam drzemki, bo jeszcze chwilę... Jak nigdy miałam czas na doleżenie, bo sklep z tkaninami otwarty dopiero od 9-ej, młodzież odsypiała piątkowe granie w WoT, a szkoła była zamknięta. Karmiłam się więc wizją kombinezonu. 

 Potem nakarmiłam się owsianką i jak na sygnale, pognałam do sklepu. Oczywiście miałam ochotę na jakiś kolor, na czerwień, zieleń, burgund... Kupiłam granat, zachowawczo, uniwersalnie i nie na raz, 2,5 metra tkaniny "illusion". Chociaż zastanawiam się, czy przy tej ilości elastanu i poliestru nie jest to jakiś rodzaj dzianiny. W każdym razie materiał jest mięsisty, lejący, dosyć gruby i się rozciąga. I już z niego szyłam... sukienkę, oczywiście. 

 Potem miałam 5 godzin na szycie. I oto przed Państwem efekt mojej porannej wizji i potrzeby jej realizacji. Kombinezon musiał mieć rękaw 3/4, okrągły dekolt, zamek srebrny z przodu, szeroki pasek, łączący górę z dołem, szerokie spodnie z kantką i kieszeniami. Kombinezon powstał więc z połączenia dwóch wykrojów: modelu bluzki z Burdy 4/2017  i modelu spodni z Burdy 8/3013, idealnie spełniających wymagania.

 Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym... Gdybym na górę nie wybrała modelu bluzki z serii dla "blondyneczek niedużych". Podobał mi się fason. Pozbawiłam go więc baskinki i przedłużyłam o 4 cm. Jak się potem okazało, zabieg przedłużenia był zbędny. Po doszyciu góry do spodni, okazało się, że tej góry jest za dużo. Materiał nie układał się ładnie, a kombinezon miał być w miarę przylegający. Nastąpiło więc prucie, skracanie i ponowne doszywanie. Może nie miałoby to wszystko miejsca, gdybym nie poszerzyła również paska do szerokości gotowej 8 cm, po wszyciu 6 cm. 

  Przeczucie o posiadaniu srebrnego zamka mnie zawiodło. Okazało się, że mam zamek z metalowymi ząbkami, ale złoty. Nie było już czasu na wizyty w pasmanterii. Wszyłam złoty. 

  Długość spodni ustaliłam do kolejnych ulubionych butów i teraz nie ma wyjścia, muszę kombinezon nosić do butów na obcasie 10 cm. 

 I zdążyłam. Kombinezon jest bardzo wygodny, co zapewnia spora doza elastanu. Spodnie bardzo ładnie się układają. I proszę nie mówić: "ale jak w tym korzystać z toalety?". Ja się w takim razie pytam: a ileż razy z tej toalety będziemy korzystać? Raz? Dwa razy? Cóż więc stanowią takie "problemy" wobec ogólnego podziwu? ;)

P.S. Rada, jak korzystać z toalety w takim kombinezonie: po zdjęciu góry należy związać razem rękawy. Jeżeli kombinezon uszyty jest z materiału rozciągającego się, dalsze procedury nie wymagają opisu.

Pozdrawiam.

Jola

 

   

 

Epizod 45/52

     Gdybym prowadziła vloga, to dzisiejszy materiał zawierałby sporo "wypikań". W ogóle, jeśliby oceniać 45 sukienkę po ilości "piii", to wyszłoby, że uszyta jest z pikówki, a nie z dzianiny. No, piiiiii, ciągle mi ktoś przeszkadzał. Najpierw mi przeszkadzali przy krojeniu. Rozłożyłam materiał, wyrównałam kratki, bo wiadomo, z kratkami zawsze jakiś cyrk jest. Wyjęłam wykrój, rozplanowałam go na dzianinie i  telefon! Mama dzwoni, że brokuły do wzięcia. Ok. Biorę nożyczki w rękę, telefon!!! Czy przywiozę Młodszego do kolegi, bo kolega się nudzi? Najlepiej od razu? Przywiozę. Komenda: zbieraj się! Po 5 min wychodzimy. Mobilizacja lepsza niż w tych nowych jednostkach. Wracam. Jednego mniej w bazie, jakby większy spokój. Biorę nożyczki...., telefon!!! Mama dzwoni, że jutro na cały dzień się zamelduje... No żeszszszsz, przecież ja tu mam "szycie bez Matki"!  Dałam sobie spokój z szyciem. 

  Następny dzień, wykorzystuję czas "szycia bez Matki". Kratka skrojona, elementy z ekoskóry też. Pomyślałam: dzianina na coverek, będzie szybciej. Tralalala wszystko zszywa się niemal samo, krateczki pasują, ekoskóra nie stawia oporu, z resztą jakaś taka bardziej dzianinowa. Przymiareczka i piiii, trzeba zwężać od góry do dołu. Odprułam rękawy. He he he, takie prucie wyzwala wiele "piiii", bo rękawy przyszyte tym super coverlokowym ściegiem do dzianin, he he he. Potem wszystko pozwężałam, znowu uważając, żeby kratki się nie rozlazły. I już sięgałam po rękaw lewy, a tu domofon iiii po szyciu. Potem nastąpiły momenty krawiecko - humorystyczne, bo jednak okazało się, że szycie było z Matką, a nawet trzema, jakby się kto statystykami zajmował. W międzyczasie był obiad, kawka, ciasteczko, przegląd szafy (aleś naszyła!!!!), kawa, zapowiedzi: już nie jemy więcej dzisiaj!, czekolada (bo to nie słodycz), wertowanie Burd, próby wysłania M. na mecz, ale żadnego nie było (ostatecznie poszedł się położyć i zabrał słuchawki...)... Sukienki nie dokończyłam.  Skończyłam następnego dnia. Jak już miałam pozwężane, to doszyłam rękawy. Zrobiłam odszycie z punto, ale nie podklejałam flizeliną. Przy doszywaniu bardziej naciągnęłam, a potem jeszcze przestębnowałam po wierzchu. Bardziej obawiałam się rękawów, że nie będą współpracować z dzianiną, ale nie wyszło tak źle, nawet powiedziałabym, że dobrze wyszło. Z ekoskóry zrobiłam też falbanę do dołu. Dzianina natomiast jest bardzo milutka i cieplutka i trochę już trąci świąteczną atmosferą.  Aaaa, oczywiście wykrój na sukienkę był pierwotnie bluzką z Burdy 11/2013, model 122, który został odpowiednio wydłużony. 

Epizod 43/52

       "W szyciu bez metki najgorsze jest to, że nie wiadomo, gdzie przód, gdzie tył". Tak oto podsumował mnie Młodszy, zakładając nowe gatki do spania. Hmm, może faktycznie w przypadku gatków do spania stanowi to istotny problem. Problem do rozwiązania. Mogę, na przykład, naszyć na tył łatkę, kieszonkę lub zielony paseczek, i kwestia rozwiązana. W przypadku sukienek taki problem, gdzie przód, gdzie tył, jednak nie powinien mieć miejsca. Poza sukienkami, które mogą mieć tył na przodzie .  Poza takimi sukienkami reszta jest w miarę czytelna: zwykle głębszy dekolt i zaszewki, czy też pięknie profilujące cięcie francuskie, zaznaczają przód. Gdyby okazało się to niewystarczające, można front podkreślić wzorem. Co też uczyniłam, szyjąc sukienkę zwaną "szarą codziennością". Szara z racji koloru, a codzienna z tego względu, że odkąd ją uszyłam, noszę ją z dziką satysfakcją, jak i jej siostrzany model . Kolejny raz, tak jak sobie to obiecałam, sięgnęłam po model 128 z Burdy 11/2013 . Miałam kupon szarej dzianiny, do której przymierzałam się już wielokrotnie. Pomysłów było wiele, ale jak to bywa z kuponem materiału, zawsze na coś zabrakło materiału. Dokupić nie było szans, wzięłam resztkę i to resztkę bardzo artystycznie nadszarpniętą ostrzem nożyczek. Aż wreszcie nadszedł ten właściwy moment, pojawiła się ta właśnie wizja, ta chęć działania, szycia. Na rękawy i ściągacze wykorzystałam czarne punto. Całość machnęłam na moim kochanym coverku. Szycia było niewiele. Z ciekawostek "przyrodniczych": szwy podkleiłam paskami flizeliny, tej rozciągliwej (szew tyłu, szwy boczne i szwy ramion przodu, tyle wystarczy, nie trzeba tej procedury powtarzać na tyle), a i przedłużyłam formę o 4 cm w pasie (bo jest to model dla Kobietek niższych). I tak szalony szyciowy październik zakończyłam szarym wyciszeniem, niezbyt skomplikowanym. Bo też i nie zamierzam "na groby" szykować się bardziej niż na Dzień Kobiet ;) Pozdrawiam

Epizod 17/52

Prosta historia. 

Sprawa przedstawia się następująco: zamarzył mi się kołnierzyk. Kołnierzyk motylek. Podpatrzyłam w jednej takiej gazecie, która przedstawia wiodące trendy (doprawdy propozycje są powalające - powalają głównie ceny). Taki kołnierzyk, samoistny byt, nadaje charrrakteru każdej kreacji. No więc sukienka. Najlepiej czarna. Najlepiej mała czarna. Materiał się znalazł. Leżał na półce opisanej: "co to ja z tego nie uszyję!". Oczywiście było go za mało: 1,30 m!!! 130 cm materiału mięsistego, lejącego, z lekką nutą włókien naciągliwych, o jakże wdzięcznej nazwie "andżelika". W związku z materialnymi ograniczeniami, połączyłam dwa wykroje: góra - model 101, Burda 2/2014, dół, bez kieszeni - model 102, Burda ta sama. Na żaden z wyżej wymienionych modeli 130 cm materiału nie starczyłoby, ale od czego jest zakrojone na szeroką skalę kombinatorstwo? Połączone modele ułożyły się w jedną całość. I wiecie co? Powstał model idealny. Serio, serio. Wykroiłam, zeszyłam i.... i.... i nie musiałam nic poprawiać!!! Hurra!!! Było idealnie, perfekcyjnie i w ogóle super. Nawet pomiędzy górną częścią pleców a wystającą dolną częścią nie utworzyła się "bołda" (tzn. materiał się nie zmarszczył, co zwykle prowadzi u mnie do powstawania dodatkowych zaszewek). Oczywiście "andżelika" nie dzianina, a więc nie naciągnie się. Dlatego też sukienka zalicza się do odzieży "korekcyjno-ortopedycznej". Już tłumaczę: zakładając sukienkę z takiej tkaniny należy odpowiednio ułożyć sylwetkę: plecy prosto, podbródek do przodu, brzuch wciągnięty (do kręgosłupa, wzmacniamy mięśnie i pleców i brzucha), pośladki spięte.... i tak do 67 roku życia. Aaaa i nie zapomnieć o obcasie. But na obcasie musi być! No i kołnierzyk motylek, który zakończył jakże prostą historię małej czarnej. Z kołnierzykiem nie było tak łatwo, bo primo: nie miałam gotowego wykroju (więc znowu kombinatorstwo), secundo: zszywanie okazało się karkołomnym wyczynem (te wszystkie zakręty), tertio: po uszyciu nadawał się tylko do prania. I zeszło mi na nim dłużej niż nad sukienką... (chyba to opiszę w osobnym poście). Ale po połączeniu wszystkiego i napięciu odpowiednich mięśni, jest całkiem, całkiem. 

Epizod 16/52

Taka sama... 

Proszę, proszę bardzo. Potrafię się zastosować. Potrafię wybrać sugerowaną tkaninę, nawet kolorystycznie zbieżną. Wykroju nie modyfikuję. Kroję jak trzeba, ułożenie na tkaninie i takie tam. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o zastosowywanie się, bo opisu wykonania już nie czytam. Uruchamiam wyobraźnię i dokonuję wizualizacji: nanoszę poszczególne elementy wykroju na prezentowaną sukienkę i już wiem co i jak. Sukienka, 16 już, model 124, Burda 2/2016, powstaje ze szwu na szew. Tkanina: lacosta, kolor czarny i żółty (jak to prać, gdy czarny farbuje mimo płukania w occie!!!). Lacosta się nie strzępi, więc odpada obrębianie. Można użyć nożyczek w ząbki dla lepszego efektu wewnętrznego, ale...wiadomo...do środka nikt nie zagląda.  Oczywiście najlepiej idzie do pierwszej przymiarki. Po niej następuje zwątpienie. O żeszszszsz... trzeba było wybrać inną tkaninę, to znaczy: nie te kolory, i coś tu na górze nie leży, te ramiona, i tylny dekolt jakoś wychodzi na kark za bardzo. Na podkroje pach w ogóle nie zwróciłam uwagi. Jednak przede wszystkim nie te kolory. Trudno. Nie zawsze się udaje. Stwierdziłam, że zmieniam projekt, bo to nie to. Oddałam sukienkę Mamie. Założyłam, że Jej na pewno będzie pasować. I wiecie co? Dzwoni moja Mama i pyta czy dobrze zrobiłam wykrój i czy nie pominęłam jakiegoś  elementu!!! No nie!!! To ja oddaję Jej PRAWIE gotową sukienkę, tylko podwinąć, a Ona ...że źle zeszyłam!!!!???? Co to, to nie. Nastąpił etap powrotu do źródła. Mamie sukienka też nie leżała. Wiem, bo jakby było inaczej, wisiałaby teraz u niej w szafie, a nie u mnie. Sprawdziłam wykrój, wszystko skroiłam, wszystko zeszyłam, nic nie pominęłam. Po dłuższym mierzeniu doszłam do wniosku, że górną część tyłu, czarną, należy wszyć niżej, a dekolt części żółtej tylnej powiększyć. Powiększyć też linie boczne dekoltu z przodu. Linia ramion do korekty: zmniejszenie o centymetr. Trzeba pogłębić zaszewki tylne (wszystkie te zmiany ze względu na indywidualne uwarunkowania anatomiczne). A pod pachami???? Ja rozumiem,że sukienka letnia i przewiewy wskazane, ale nie każda z nas stoi w pracy na baczność! Pod pachami, po zszyciu, pojawia się przestrzeń ukazująca dół pachowy wraz z marką biustonosza i dolnym kątem łopatki. I już wiem, o co chodziło mojej Mamie, gdy pytała, czy wszystkie elementy zeszyłam. Ewidentnie z tyłu czegoś brakło, a konkretnie zabrakło kawałka podkroju tylnej pachy. No to dosztukowałam brakujący element, bo jednak nie lubię aż takich przewiewów. 

Mama mówi, że teraz może sukienkę przygarnąć... ;)