Dobry początek.

Piątek dobry na szycie. Czwartek też niczego sobie, ale piątek jest wyjątkowy. Perspektywa dwóch wolnych dni po piątku daje poczucie wolności. Płuca zwiększają pojemność, wzrok się wyostrza, głowa do góry, klatka do przodu, pępek do kręgosłupa. Pojawiają się plany. Wszak dwa dni, 48 godzin, ileż to można zrobić? Tylko trzeba dobrze zacząć. Można zacząć od planów rozpoczętych, planów już skrojonych. Na przykład od skrojonej bluzy małej i dużej. Chociaż najpierw dużej, bo mała powstała z resztek. Dzianina drukowana w piwonie, to Teofilów. Prawda, że fajna? Dzianina, kolor bakłażan, bardzo dobra jakość, lokalny sklep z tkaninami. Oczywiście piwonii nie było na tyle, by skroić całość. Stąd rękawy dosztukowane z bakłażana. Forma prosta, przód i tył z rękawem kimono. Zmieniłam kształt dekoltu na  łódkę. Tył dopasowałam na zaszewkach. Więcej kombinacji było z małą. Wykrój bazowy pochodził z Ottobre i był bluzeczką. Poszerzyłam boczki, dodałam kieszonki, zaokrągliłam dół tyłu i powstałą tunika. W ten sposób szafa wzbogaciła się w kolor, a w pudle ubyło resztek. Czyli zrealizowałam uwalnianie tkanin, oraz zawalczyłam z zalegającymi resztkami. Dobry początek. Jeszcze dwa dni...

  

Epizod 10/52

Dziesiątka na czas.

No proszę, dziesiąta sukienka. Jak ten czas leci! Czas na szycie, który jest coraz cenniejszy. Czas, który dziwnie się kurczy, chociaż doba ma nadal 24 godziny. Gdyby nie przemożna potrzeba snu...jeszcze tyle można byłoby zrobić. Ech... jakiś przedłużacz czasu, albo super organizator i osobisty poganiacz, który będzie krzyczał: do roboty, do roboty i wymachiwał nahajką.  W związku z tym czasem na szycie, dobrze jest mieć w szafie dzianinę punto. Najlepiej w jakiś wzór. Dobrze jest mieć gotowy wykrój, na przykład model 128 z Burdy 11/2013. Dobrze jest mieć pomysł, który łączyłby i materiał i model. Dobrze jest, gdy nic nie trzeba zmieniać. Dobrze się wtedy szyje. Moja "dziesiąteczka" bardzo prosiła się o uszycie. Materiał czekał wyjątkowo krótko, jak na leżakującą tkaninę.  Był to piękny kupon dzianiny punto w niebieski wzór. Ponieważ zakładałam uszycie sukienki na teraz, dokupiłam  czarnego punto na rękawy. Model - trzy elementy: przód, tył i rękaw, z wykroju dla " blondyneczek niedużych".  Poziom trudności 3 z zamkniętymi oczyma. Na etapie krojenia dodałam 4 cm na wysokości talii, by nie tylko " blondyneczki nieduże" dobrze wyglądały w tym modelu. Pierwsza przymiarka odkryła, że dzianina, jak papier, wiele zniesie, ale moje mięśnie nie do końca. Bo kto wytrzymałby z ramionami wyciągniętymi przed siebie, by na połączeniu rękawa z tyłem nie robił się garb? Jakiś jogin pewnie... No i trochę za szeroka pod pachami była. Odprułam rękawy. Zwęziłam od pachy do talii. Wszyłam rękawy, z tyłu korygując garb, zmniejszyłam łuk rękawa. Z przodu tenże rękaw wszyłam głębiej.  Niebieskie wypustki powstały z paska, który był tylko z jednej strony kuponu.  Sukienka, pewnie dzięki wzorowi, prezentuje się bardzo fajnie i jak to z punto bywa, jest bardzo wygodna. A za kilka dni odbędzie się porównywarka i zobaczymy, czy "Mama ma zawsze rację". Zapraszam ponownie :)

Epizod 9/52

Jednostka domowa

 

Wspomniałam o wyrzuceniu starych dresików bez wyrazu? Wspomniałam. A że to rok realizacji postanowień, więc szaraki poszły w kosz. Nawet nie zareagowałam, jak wołały: nie wyrzucaj nas, nie wyrzucaj, jeszcze się przydamy.... A poszły won! No i poszły. Miałam fajną bakłażanową dzianinę pętelkową, o dobrym splocie i z odpowiednim dodatkiem włókien rozciągliwych. Uszyłam sukienkę. Szyłam, szyłam.  W zasadzie żadnego "slow", raczej "fast sewing". Wiadomo, czasem efekt jest potrzebny od zaraz. Dzianina dobrze się szyła.

Przymiarka - jest ok. Wszyłam odszycie przy półgolfie. Poobcinałam nitki - nawet te w środku, chociaż "do środka nikt Ci nie będzie zaglądał". Ubieram, zasuwam srebrny, ozdobny zameczek iiii...co jest?! To się ma tak marszczyć pod szyją? Coś źle zrobiłam. Z pewnością odszycie za mocno naciągnęłam w stosunku do materiału i teraz się marszczy. Prujemy. Oddzieliłam odszycie od stójki, ... a tak ładnie było wszyte. Mierzę jeszcze raz, no kurcze, też się zwija.... Poszłam po rozum do głowy i sięgnęłam do Burdy nr 11/2015. A tam, na rysunku technicznym, nic się nie zwija, więc na pewno coś źle wycięłam, zeszyłam(?). Coś mi szepnęło, żeby zerknąć na zdjęcie. Sukienka na modelce... nooo... tam to się zwija i to jeszcze bardziej niż u mnie! I jeszcze sobie zamek rozsunęła, cwaniara, bo pewnie ją"ciaśniło" w szyjkę. Mnie nie "ciaśni", ale dobrze, że sprawdziłam u źródła, że  zwija się z założenia. A mówili: czytaj do końca polecenia... Mówili? Mówili. To wszyłam odszycie z powrotem. Tak oto stałam się posiadaczką sukienki domowej. Jakieś logo sponsora? Zapraszam, mnóstwo miejsca na reklamę :) A sorki, sorki, bez metki miało być. 

I am not just a celebrity

Tylko zdjęcia takie wyszły...celebryckie ;)

Ja tak normalnie: dom, dzieci, szycie, śniadania, obiady, kolacje, przegryzki, szycie, dom, trening, pranie....Co rano zastanawiam się, czy poprzedniego dnia na pewno sprzątałam we własnym mieszkaniu? Może, w amoku, pomiędzy szkołą, maską wilka, sukienką a zestawem pytań z ekologii,  posprzątałam u sąsiadki? 

 Ale, ale o płaszcz chodzi, nie o to, że w Burdzie Szycie Krok po Kroku piszą o mnie... O płaszcz. Przechodni płaszcz. Płaszcz ze sztucznego tworu futerkopodobnego, jakby kreszowanego, na dodatek z połyskiem. Płaszcz celebrycki jak nic. Nie dość, że kolor, że materiał, to jeszcze zapięcia nie ma. Płaszcz na drogę z limuzyny do restauracji i z restauracji do limuzyny.

Materiał wpadł mi w ręce i od pierwszego dotyku  w i e d z i a ł a m. Wiedziałam, co z niego będzie. Torebka! A z resztek płaszcz (lubię takie duże resztki). Oczyma mego wewnętrznego kreatora widziałam taki właśnie twór- prostota w czystej formie, żadnych zapięć, stójek, kołnierzy.  Wykrój zaczerpnęłam z Burda Szycie Krok po Kroku 2/2015, model 4 D,E.

Taki sobie twór futerkopodobny, pewnie świetny na kotarę lub domek dla kota, sypie się przy krojeniu, aż miło. Trzeba mieć pod ręką odkurzacz, inaczej katastrofa - kłaki wszędzie. Po wycięciu poszczególnych elementów należy szybko przełożyć je do worka, a worek na balkon. Odkurzyć miejsce zbrodni z kłaczków małych i włażących dosłownie wszędzie. Skorzystać z wiatru halnego i wytrzepać (żeby mieć poczucie, że to nie my robimy bałagan w domu, to inni i ten, jak mu tam "nieja")  przez balkon: przód, tył, odszycia, rękawy i części worków kieszeniowych. Jak nie ma akurat halnego, to trzepać elementy futrzane wieczorem, po co się mają sąsiedzi denerwować, że coś im na balkon leci, może przez noc wywieje... Jak wspomniałam: zapięcia nie zrobiłam, ale kieszenie wpuszczane w szew musiały być. Dodałam jeszcze poduszki na ramiona, ale jak szybko je umocowałam, tak szybko wyprułam. Nie nadawały się. Na samo hasło "poduszki" chciało mi się spać. Wszyłam podszewkę i, co tu dużo kryć, wszywało mi się ją lepiej niż do sukienki. Kwestia wprawy. 

Dobrze też szyło mi się legginsy z Burdy 11/2014, model 114, ale tu nie ma się co dziwić, po tylu parach spodni, takie legginsy...Ba... łatwizna... A uszyłam je ponad rok temu i tak dobrze mi się w nich chodzi, że sprawiłam sobie jeszcze jedną parę, z tego samego materiału zwanego "Angelika". I jeszcze jedną parę z elastycznego jeansu, i jedną z dresówki, i... Zamek wszyłam w bok, gdyż materiał, mimo, że jest elastyczny, nie rozciąga się aż tak. Wysoki stan ładnie modeluje sylwetkę. Polecam. Do celebryckiego płaszcza super. 

Epizod 8/52

Before party.

Postanowiłam być przygotowaną na ewentualne niespodziewane party. Ewentualne niespodziewane party nie wiadomo kiedy nastąpi, ale nie ma wątpliwości, że nastąpi. Wobec tego, by uniknąć gorączkowego grzebania po szafach, wertowania stosów Burd, przeszukiwania półek za odpowiednim materiałem i szycia po nocach, postanowiłam być przygotowaną. Postanowiłam wzbogacić swą garderobę w sukienkę uniwersalną. Sukienkę, której fason i kolor nie będzie de mode, bez względu na trendy w modzie. Sukienkę, w której będę się czuła dobrze.  I z połyskiem.

Materiał (1,20 m) - satyna bawełniana, z pewną domieszką syntetyków - dla rozciągliwości, z subtelnym połyskiem dla elegancji. Kolor, jak widać, kawa z mlekiem.  Podszewka elastyczna (1 m) - bo tak, sukienka jest na podszewce. Satyna bawełniana bez podszewki nie wygląda dobrze, chyba że: primo - ma się idealną figurę (bo poprzez swój połysk satyna świetnie podkreśla nasze "nabyte nierówności") lub jest się manekinem, secundo - jest to koszulka nocna. Kolejna zaleta podszewki w sukienkach z satyny - mniej się gniotą i nie wybijają się na pupie.  Cóż jeszcze?  Zamek kryty z tyłu. Odszycia podklejane flizeliną elastyczną. A fason... ach fason! Super. Kolejna sukienka, gdzie przód taki skromny, a tył - dekolt V - cudo.  Oczywiście wykrój pochodzi z Burdy, numer 2/2009, model 124. I tak sobie myślę, a może taką z koronki, bo ta satyna...

A czy się pokuszę jeszcze kiedyś na szycie sukienki z satyny i na podszewce, to się okaże. Wolę podszewkę wszywać do płaszcza...




RTG w torebce

I nie chodzi o to, żeby prześwietlać nasze torebki. Nie chodzi o to, co mamy w torebkach, bo mamy zawsze dużo rzeczy, do tego niekiedy tak zaskakujących.... Chodzi o wykorzystanie rzeczy, które wydawałoby się, w szyciu w ogóle są nieprzydatne. Czy już pisałam, że tzw. PRZYDASIE mnie wykończą? One plus moja kreatywność, na którą coraz mniej czasu. Takie na przykład RTG - leży sobie gdzieś w zakamarkach naszych szaf, obok teczek.... Leży całymi latami, po co? Bo PRZYDA SIĘ! No przyda się, naprawdę. Jako wkład usztywniający do małej torebeczki na złotym łańcuszku. Mała torebeczka ze  sztucznego tworu futerkowego ( coś a la strzyżona gąsienica ). Oczywiście u mnie od nagłego pomysłu do wykonania droga krótka. Futerka zostało mi mało, ale w sam raz na torebkę. Do tego zapięcie magnetyczne, do tego łańcuszek od starej torebki z SH, do tego resztka satyny na podszewkę, do tego tasiemka atłasowa w kolorze zbliżonym do futerka. I stare RTG.

Wycięłam z futerka prostokąt 21 x 43 cm i dwa małe prostokąciki na boki 10 x 12, które to zaokrągliłam z jednej strony. Z satyny wycięłam takie same elementy. Pozszywałam, osobno elementy z futerka, osobno z satyny.

Potem zeszyłam je ze sobą, zostawiając otwór, by wepchnąć RTG, o wymiarach 20 x 41 cm. Potem nabiłam zapięcie, co nie było za łatwe, bo naciąć równo trzy warstwy : futerko, RTG i podszewkę, nastręcza trochę trudności, ale dało się.

Kolejny krok to było pozaszywanie otworu, przez który wepchnęłam RTG. I pozostało mi tylko dołączenie paska i co? I ze złotego łańcuszka, który miał być paskiem torebki, wyciągnęłam oryginalny czarny pasek ze skaju. Przewlekłam atłasową tasiemkę i ... I zorientowałam się, że przymocowanie paska do torebki powinnam była zrobić na etapie zszywanie podszewki z futerkiem. A nie zrobiłam tego. Musiałam boczki trochę nadpruć i wepchnąć tam troczki z satyny, do których był dołączony pasek.

No i już torebka z RTG gotowa. Jest malutka, zgrabniutka, w sam raz na chusteczki, telefon i portfel. Do tego twór futerkopodobny, zmienia swój odcień wraz ze zmianą oświetlenia i dobrze się komponuje ze złotym łańcuszkiem. Podoba mi się.