Jeans przytarty

Wyszłam rano z domu, odstawiłam do jednostek opiekuńczo wychowawczych moich nieletnich gadających.  Po południu odebrałam dwóch wyrośniętych, chudych, nadal gadających. No to tak, tak to wygląda. Jak oka mgnienie. Rosną jakoś po kryjomu, czy co? Wczoraj rozkoszne trzylatki, a dzisiaj długie jakieś takie, chude, ciągle grzebią w lodówce, a na pytanie : głodny jesteś? słyszę: nie, nie, tylko coś słodkiego....

Oczywiście, spodni brakło, albo spodniom brakło długości. Biorę wykrój na 152, 152, 152... no przecież nie ma więcej, w końcu znam swoje dziecko! Taaaa, pozszywałam, nie mierzę, w końcu znam swoje dziecko! Pasek wszyłam, wołam do przymiarki, bo jednak tę długość pasuje ustalić, mimo że znam.... I co?! I za krótkie!!!! To znaczy na styk, ale to to samo, co za krótkie, w przypadku początkującego nastolatka. " Przecież mam 158 cm, a rano 159,7 cm, tata mnie mierzył"  .....Aha...no tak, tak... od jakiegoś czasu przecież nie muszę się schylać, by przytulić... Trzeba przedłużyć, spodnie przedłużyć!!! Popruć, coś wstawić... Kiedyś, przeglądając Pinterest, wpadła mi w oko instrukcja, jak domowym sposobem zrobić oryginalne przetarcia na jeansach.  Pomyślałam, że kawałek jeansu z takimi efektami, będzie wyglądał lepiej niż bez przetarć i zabrałam się za przedłużanie. Wycięłam 4 prostokąty z jeansu. Wyrysowałam linie, mniej więcej tak, jak miały przebiegać przetarcia, i przyfastrygowałam:

Następnie przeprasowałam:

Po czym wyprałam, zgodnie z sugestią. Mogłam tylko i portki i przedłużki wyprać razem...Po wysuszeniu wzięłam się za przecieranie grzbietów pilnikiem gruboziarnistym, można pumeksem. Nie chcąc od razu zrobić dziury ( pozostawiam tę działalność nieletniemu ) nie tarłam za mocno. 

A potem, rozprułam nogawki od dołu do wysokości kolan. Przecięłam, doszyłam wstawki. Oryginalne przetarcia dałam na przód, bo przyjęłam, że z tyłu same się zrobią. Pozszywałam.... Za długie! O nie, o nie, już nic nie robię, niech rośnie ! (  Mam nadzieję, że jak spodnie zaliczą kilka prań i nieletni podrośnie efekt będzie bardziej widoczny. A następnym razem przetarcia zrobię np. pod kieszeniami, albo na kieszeniach tylnych. )

 

Na testach

  Przeprowadzam testy na ludziach. Na testy biorę wszystkich, małych i dużych. Testuję ciągle i bez przerwy. I nie umieszczam tej informacji na metce, bo normalnie jej nie przyszywam.

  Muszę uważać, aby nie dostało mi się od organizacji walczących o zakaz testów na żywych organizmach. To by była totalna katastrofa.

 Ale póki co, na testy trafił syn idący na testy kompetencji. Do przetestowania dostał koszulę z cienkiego jeansu, spodnie jeansy z jeansu tradycyjnego i muchę z recyklingu.

 Koszula z cienkiego jeansu, model nr 2 ( nr 1 mnie wykończył, ale o tym innym razem ) szyło się dobrze, tylko 2 igły stępiłam, na tym jakże cienkim jeansie. Koszula niestety tylko na raz, no może dwa. Jak skroiłam materiał, to elementy formy wydawały mi się jakieś duże. Jak zszywałam, to zmniejszałam, bo zakodowało mi się, że duże. Jak wykańczałam, to było mało czasu, a syna nie było pod ręką do przymiarki. Jak ubrał, to doszliśmy do wniosku, że jak nie będzie brał za głębokich wdechów i za bardzo machał rękami, to będzie ok.

 Spodnie jeansy z jeansu natomiast mają rozmiar na zaś, długość na zaś i wszystko z nimi ok. Do tego beżowe stębnówki, metalowy zamek, szlufki, kieszenie. Wewnątrz trochę przyszalałam, wykańczając pasek i elementy odszycia zamka lamówką w kratkę. Do środka nikt zaglądał nie będzie, więc musicie mi uwierzyć na słowo.

 No i mała rehabilitacja ( że nie tylko testy na ludziach ) : materiałowy recykling. Mucha, jak i worki kieszeniowe i lamówki, powstała z koszuli męża. Mucha jest na sznurku - jak określił to młodszy - czyli na eleganckim paseczku. Paseczek ma z jednej strony pętelkę, z drugiej mały guziczek i nie ma regulacji. W przyszłości trzeba będzie zmienić na gumkę, o ile jeszcze mucha będzie w użyciu, a obwód szyi, bez wątpienia, ulegnie zmianie.

 Oczywiście młodszy ma ogromną potrzebę posiadania takiej koszuli i takiej muchy.

 Został zapisany na testy.

Wycisk i wcisk

  Kto by się spodziewał, że taki miły, kwietny, cienki jeans z domieszką elastanu może dać taki wycisk. Najpierw przesuwał się przy krojeniu ( najwyższy czas zainwestować w matę i nóż ). Potem jego splot okazał się być nierównomierny (!!!!??!! coś takiego!!! a nie żadna przecena to była, tylko normalnie w normalnym sklepie !!???))  A przy przymiarce zawartość elastanu okazała się być niewystarczająca na spodnie rurki dla mojej figury. I musiałam je trochę ubierać na wcisk.  Efekt widać gołym okiem : się marszczy !

  Nie dałam się jednak: popuściłam w nogawkach, gdzie się dało. Gdzie trzeba, leżą dobrze.

  Mimo wszystko je lubię. Są na pasku, z tyłu karczek, bez kieszeni, bo to byłby nadmiar szczęścia w szyciu szybkim.

  Przydały się na ognisko, ale nie, że spłonęły, tylko ochroniły od komarów, a taaaakie latały. Mąż mówił, że to nietoperze były, ale ja nie jadłam tej kiełbasy co on... ;)

Koniec z dzianinami

 Koniec z łatwym szyciem.

Dzianiny przesunęłam na tył szafki.

Wyjęłam cienki jeans.

Postanowiłam zmierzyć się z wykrojami z Papavero, a tam wiadomo : cięcia, zaszewki, zamki kryte, odszycia, stębnowania... Kilka miesięcy temu zachłysnęłam się tą stroną i kilka propozycji bardzo przypadło mi do gustu. Jednak, po uszyciu pewnej sukienki, dałam sobie spokój. Za dużo musiałam zmieniać i dopasowywać i trochę mnie to zniechęciło.

 Wszystko przez dekadę pracy na wykrojach Burdy. Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka...

Upłynął czas, wykroje nabrały mocy urzędowej, wspomnienia trochę przyblakły i powróciłam do pomysłu na sukienkę z Papavero.

Skroiłam, zeszyłam, przymiarka... i się zaczęło: zlikwidować dodatkowe zaszewki na wysokości talii, by móc oddychać; na ramionach podnieść, szczególnie tył względem przodu; podkroić dekolt tyłu; zmniejszyć szew piersiowy- szczególnie pod piersią; głębiej wszyć zaszewkę tylną; zwiększyć podkrój pachy, no i skrócić. Przymiarka - ok, można oddychać i siadać, ale lepiej stać na baczność.  No super, ale sobie dopasowałam.

Wykończenie pomarańczową nitką, bo jak jeans - to jeans.

Reszta to gimnastyka korekcyjna.

Należy być nieustająco na wdechu ( tak do 67 roku życia ), co ma wpływ na napięcie mięśni brzucha.

Głowa do góry, łopatki ściągnięte, biust do przodu.

Nie garbić się, pośladki napięte.

To nie sztuka uszyć sobie sukienkę z dzianiny.

Sztuka uszyć sukienkę z jeansu i tak sobie ją dopasować, żeby zmuszała do korygowania sylwetki.

Coś mi się zdaje, że trzeba będzie więcej się ruszać, albo MJ...

Też na "s"- spodnie 1,2,3

Miałam wenę na szycie.
Cztery dni - trzy pary spodni dla M.
Monotonne? Tylko na prostych odcinkach.
Sztruksy i jeansy szyłam z tego samego wykroju, który od lat się sprawdza. Różnica w szerokości nogawek.

Sztruksy zrobiłam szersze, by nie wybiły się na kolanach za szybko. Kupiłam za miękki sztruks, jak na spodnie. Cóż... Jeansy natomiast są węższe - liniowe ;)

Przy obu parach zaszalałam i szwy wewnętrzne wykończyłam lamówką.




 Do jeansów użyłam też specjalnej nici, której zastosowanie, z początku, przysporzyło mi trochę problemów. Okazało się, że w mojej maszynie naprężenie górnej nitki musi być duże, inaczej na lewej stronie tworzą się pętelki. I tak to wyszło:



 Najwięcej frajdy miałam przy bojówkach. Materiał : gruba bawełna. Zaczęło się od lekkiej palpitacji, gdy wyjęłam materiał z pralki. Po praniu zrobił się jak arkusz papy na pokrycia dachowe. Na szczęście po wyschnięciu wrócił do normy. Bardzo fajnie mi się je szyło. Skorzystałam z nowego wykroju : Burda 04/2010. Zmodyfikowałam górne kieszenie, by nie zostały za szybko zdeformowane od nieustającego ich wypychania różnymi przedmiotami.


 Kieszenie tylne i boczne pozbawiłam klapek.


Wykorzystałam taśmę nabytą na szalonych zakupach w łódzkich hurtowniach, dodałam ją do kieszeni, szluwek, oraz jako maskownicę szwów wewnętrznych - oczywiście nie wszystkich.



Cztery dni szycia z przerwami na gotowanie, pranie, sprzątanie - szczególnie przy sztruksach się nabałaganiło-, spanie, picie kawy i bieganie do instytucji czasowo przetrzymujących dzieci, i spodnie gotowe.

Taśmowa robota