Epizod 33/52

Bez dramatów. Żadnych nagłych zwrotów akcji, skoków ciśnienia, nieparlamentarnych epitetów pod adresem własnym, maszyny, nici i materiału. Szycie marzeń. Kroicie, zszywacie, mierzycie, wykańczacie, taaaadaaam. Wykrój na górę pochodzi z Burdy, ale tak go pozmieniałam, że z oryginałem ma wspólną linię boków i zaszewki. Dół, mój ulubiony, wiadomo. Największy problem i jedyny właściwie, to była decyzja, która strona będzie prawą  (bo tkanina dwustronna). Granatowa, klasyczna, uniwersalna, czy turkusowa, niestandardowa, oryginalna, wesoła? Ta dwoistość tkaniny... W zasadzie to wyglądało tak: zakupy w tkaninowym, jeszcze podszewka i nie oglądać się na boki, nie oglądać... no mówiłam: nie .... , jeszcze 1,70 tego tam dwustronnego. I prawie się nie mnie, no same zalety. W celu ustalenia, która strona ma być prawa,  zrobiłam nawet mały research  wśród wąskiej grupy domowników.... Wyniki marne, ale wiecie jak to jest.. z facetami o kolorach. Decyzję podjęłam szybko, w 00:00:09:58 sekundy, jak Usain Bolt. Granatowa strona będzie prawą. Stwierdziłam, że taka sukienka będzie mi potrzebna co najmniej kilka razy. Przód sukienki, taki grzeczniutki: dekolt w łódkę, linia ramion łagodnie opadająca, długość do kolanka. Tył za to ma dekolt V i bardzo mi się podoba. Trochę było zabawy z odszyciami, bo musiałam je sobie sama stworzyć, he he he odrysować. A są to odszycia w całości, czyli odszycie pach i dekoltu razem. Zabawa przednia (tylna też), polecam, szczególnie przy zszywaniu wszystkiego do... w całość. Jak wspomniałam, szycie poszło szybko. Teraz tylko czekać na okoliczności sprzyjające do założenia sukienki, którą już lubię za kolor (który na zdjęciach bardziej jak błękit paryski, niż granat) i fason i dekolt V. O, rozpoczęcie roku szkolnego, myślę, że to dobry powód do świętowania, nieprawdaż Rodzice?  

Epizod 24/52

Mam napad! Szyciowy, to wiadomo, ale spokojnie, spokojnie. "Mam napad", w języku naszych południowych sąsiadów, oznacza: mam pomysł! (ach ten język!, swoją drogą polecam zajrzeć na FB na stronę "Dobre rady a napady", już sama nazwa poprawia nastrój).

Mam pomysł, który ułatwi życie nam, kobietom. Przypuszczam, że poranek w 90% domów wygląda tak samo:  10 min przed wyjściem, jak dzieci już oporządzone, tzn.: obudzone, nakarmione, ubrane, spakowane, jeden rzut oka na własne odbicie w lustrze i jakiś szczegół burzy cały ład, jakiś szew, długość, wąskość, kolor -  przecież nie mogę tak wyjść! Sprint do szafy, a tam jak na złość, nic do siebie nie pasuje!  Jest spódnica, nie ma bluzki, jest bluzka nie ma spodni. Kończy się na sukience, bo załatwia sprawę i góry i dołu. Teraz tylko biżu, rozdzielenie walczących pod drzwiami potomków, zmiana butów, otarcie łez poszkodowanych i widmo, szlaban na kompa, przepakowanie torebki i już... Wszystko to następuje po porannej medytacji przed szafą i powtarzaniu, jak mantry: nie mam się w co ubrać, niemamsięwcoubrać.... Otóż należy stworzyć szafę z aplikacją. Aplikacja korzystałaby z sieci WiFi. Każdego ranka aktualizowałaby prognozę pogody. Na jej podstawie przedstawiałaby propozycję odpowiednich zestawów do ubrania. Oczywiście wcześniej należałoby zrobić zdjęcia WSZYSTKIM naszym ubraniom (wtedy może się okazać, że wcale takich braków odzieżowych nie mamy, ale wiadomo...i tak nie mamy się w co...) i wprowadzić je do aplikacji z odpowiednim opisem, np.: sukienka letnia, do pracy, temp. od +18 do +26. Czy to nie ułatwiłoby naszej porannej egzystencji? Ale idźmy krok dalej, a co: aplikacja nie tylko proponuje, ale i zarządza wysuwaniem owych zestawów z szafy - WYPRASOWANYCH!!! Wiem, wiem, to wymagałoby posiadania naprawdę dużej szafy i to zmechanizowanej, albo osobnej garderoby... no ale cóż, czy nie jesteśmy tego warte? Te Szczęściary, które takową posiadają, niech zastanowią się nad aplikacją.

Tymczasem, zanim aplikacja stanie się powszechną, postanowiłam zapewnić sobie wkład do owej super-szafy i uszyłam sukienkę w paski. Paski w poprzek! W pionie wyglądały pospolicie. W pionie, jako dodatek, prezentują się nieźle. Sukienka z czerwcowej Burdy, model 101 C. Proszę, proszę, nawet materiał wybrałam zbliżony do oryginału, też w paski. I chciałam napisać, że nic nie zmieniłam, jak to mam w zwyczaju, ale jednak zmieniłam. Dołem dodałam plisę, bo nieco kusa mi się wydała, a mierzyłam formę przed krojeniem i długość wydała mi się odpowiednia. Na tyle zrobiłam zaszewki, ładniej się układa. Będzie jeszcze lepiej wyglądała, jak się trochę opalę, co zamierzam intensywnie wprowadzać w życie od przyszłej niedzieli, a więc arrivederci :)

Mama ma zawsze rację.

 

Nie ma lekko. Kto ma szyjącą Mamę, ten wie: Mama ma zawsze rację. Rękaw za nisko wszyty - odpruć, wszyć głębiej; dekolt z tyłu pogłębić - za bardzo na kark wychodzi; zaszewki dodać - bo brzydko marszczy się na plecach, no i podkreślą talię; odszycie poprawić, dociąć, zaprasować - bo wychodzi; flizelinę przyprasować, poczekać aż wystygnie - będzie się lepiej trzymała; porównać strony żakietu po wszyciu kołnierza i odszycia, czy są równe; podszewka do poprawy, bo ściąga tył/przód/rękaw. Mama ma zawsze rację. I wszystko, co umiem, umiem dzięki Mamie. A ile razy prułam, zgrzytając zębami, bo przecież ujdzie, kto się zorientuje...? Mama wie.

Oto przedstawiam Moją Mamę. Uszyłyśmy sukienki z tego samego materiału. Mama ponad pół roku temu, ja całkiem niedawno. Mama adaptowała na sukienkę wykrój na bluzkę. Ja skorzystałam z wykroju nr 128, z Burdy 11/2013. I oto efekty.