Epizod 19/52

Od dwóch tygodni rozpływam się nad "Fashion Style", nr 3/2016. Wszystko mi się podoba, normalnie wszystko, ... z małymi wyjątkami, ale bardzo, bardzo małymi. O proszę, to mi się podoba bardzo:

Chciałabym mieć takie spodnie 7/8 w kolorze musztardowym i do nich granatową bluzkę koszulową. Chciałabym sobie uszyć takie wdzianko z dużymi kieszeniami, które można założyć na byle co i lecieć do sklepu po cukier. Spodnie dzwony z jeansu rozciągliwego (dajmy spokój, nikt taki chudy, jak ta w zielonych portkach, normalnie nie jest), potrzebne od zaraz, ach...  A taki jumpsuit, potocznie zwany kombinezonem, fafafafafaaaaajny, prawda? Jak uszyję sobie trzeci, to z pewnością niezwłocznie doniosę. Kolejne zdjęcie, ciekawa sukienka, jeszcze ciekawszy materiał, którego deseń totalnie maskuje nietuzinkowe cięcia. Raczej nie dla mnie, ale taki patent warto mieć pod ręką. A następna kiecka, o ta dla mnie. I spódniczki jeansowe też mi się podobają.

Jednak sukienka ze zdjęcia nr 7 wyraźnie do mnie przemawiała, więc od stanu "chciałabym" szybko przeszłam do "robi się". Miałam chwilowy stan zamyślenia, co z rozmiarami w tym "Fashion Style"? Postanowiłam, że zrobię według tego co mi wyszło na centymetrze. I to był błąd. Trzeba było robić według standardów Burdy. Wykrój, po zszyciu, prezentował się nad wyraz workowato (nijak nie przypominał sukienki ze zdjęcia). Zrobiłam wykrój ponownie, tym razem 42. Poprułam dotychczasowy twór, wykroiłam jeszcze raz. Po zszyciu sukienka zaczęła przypominać tę ze zdjęcia (poza brakiem 190 cm wzrostu, paru wklęsłości, reszta na miejscu). Oczywiście nie miałam wymaganej ilości materiału, 2,90 cm. Miałam 2,35 cm wiskozy w kwiaty, nabytej za 5 zł/metr! (Skaza była w jednym miejscu, ale udało się ją obejść).  No to dół zrobiłam z dwóch kawałków, a nie z czterech, jak sugerowano, i cięłam ze skosu. Spódnica sobie powisiała, naciągnęła się jak mogła, wiadomo - zaleta skosu. Większych problemów w trakcie szycia nie odnotowałam. Model bardzo kobiecy, taki retro - ta podniesiona linia a la stójka. Stójkę położyłam, za bardzo jednak wystawała. I ta spódnica, tak fantastycznie faluje wokół łydek.

No ale, zawsze musi być jakieś "ale", jak się zobaczyłam na zdjęciach... Cóż, do tej z magazynu... i po co ten pasek dołożyłam..., ciężkie jest życie modelki..., od jutra rozpoczynam intensywny kurs "fotoshop dla trudnych klientów"  ;)

Z archiwum B

 

Okresowa produkcja wykrojów. Coś mi się spodoba, robię wykrój, jeden, drugi, trzeci,...,dziesiąty... Bywa, że w opisie nie uwzględnię numeru magazynu, o modelu nie wspominając. Potem spotykają mnie takie sytuacje: wertuję Burdy do 10 lat wstecz w poszukiwaniu. A jaka satysfakcja, gdy znajdę poszukiwany schemat do wykroju, który trzymam w dłoni, a który, niejednokrotnie, mam już skrojony. Albo i uszyty!!! Taka kurteczka, na przykład. Uszyła ją moja Mama, z granatowej pikówki. Uszyłam ja z tworu skóropodobnego, o znacznej rozciągliwości i miękkości, w kamyczkowy deseń. Szara. Jednak skąd wykrój? Z dawna. Dwa elementy zginęły, ale to okazało się dopiero po odnalezieniu Burdy 6/2005 (kurtka już była zeszyta!!!). Po odnalezieniu w/w magazynu okazało się też, że kurtka ma CZTERY KROPKI (tak idąc od góry opisu) i że ze skóry! No i po co tak pisać? Dać dwie kropki, no dobra, dwie i pół, i napisać: że da się zeszyć i efekt WOW będzie. Bo będzie. Trzeba zaszyć zaszewkę w elemencie nr 1. Element nr 2 doszyć do numeru 1. Doszywamy element nr 3. Odpuszczamy sobie pliskę przodu i od razu wszywamy zamek rozdzielczy. Stop. Przechodzimy na tył: zszywamy elementy 5 i 6 (można nie robić rozcięć). Gotowy panel doszywamy do elementu 4. Zszywamy przód z tyłem wzdłuż linii ramion. Stop. Doszywamy odszycie przodu i tyłu. Stop. W wykroju nie ma odszycia! STOP Ale o tym to dopiero teraz się dowiedziałam! A takie miałam uproszczenia zastosować! Dwa elementy zagubiłam (stójkę i pliskę przodu), ale dwa sobie dorobiłam - równowaga, nic w przyrodzie nie ginie.STOP! 

Proponowane jest doszycie od razu podszewki. Jeżeli taki tryb wybieramy, to wszywanie podszewki nastąpi po wszyciu rękawów. Jeśli decydujemy się na odszycie, a takiego nie ma podanego w wykroju, to robimy je sami. Najlepiej na etapie przed zeszyciem przodu z tyłem. Ja to robię tak: przykładam panel przodu do podwójnie złożonego materiału. Odrysowuję: linię ramienia (nie całego, ok. 8 cm), linię dekoltu oraz linię zapięcia, aż do samego dołu. Następnie, od odrysowanego kształtu "do środka" odmierzam ok. 8 cm i wycinam pożądany kształt odszycia przodu. Panel tyłu składam na pół wzdłuż linii kręgosłupa, przykładam do tkaniny i odrysowuję 8 cm linii ramienia i linię dekoltu. Otrzymane w ten sposób odszycia podklejam, jeśli tego wymaga tkanina. Jeśli, jak w tym przypadku, mam do czynienia z tkaniną pikowaną, nie podklejam. Dodatkowo otrzymaną linię ramion (tyłu i przodu) ścinam od dekoltu do zewnątrz, aby otrzymać większy skos/spad. Zapewni to lepsze układanie się odszycia po wszyciu (proszę przyjrzeć się oryginalnym odszyciom w Burdzie). Doszywam odszycie. Nacinam zapasy szwów w linii dekoltu. Obcinam nadmiary zapasów szwów przy zamku przy dekolcie. Stop. Zszywam boki przodu i tyłu. STOP. Teraz rękawy: Zszywamy element 7 i 8 wzdłuż dłuższej linii. Potem wzdłuż krótszej. Powstałą tubę dopinamy do otworów pachowych (tutaj proszę uważać: rękaw z przodu ma takie nacięcie i ono musi znaleźć się dokładnie w miejscu takiego samego nacięcia na podkroju pachy przodu). STOP. Mierzymy. Zaznaczamy długość rękawa. STOP  Doszywamy podszewkę. Jeżeli zastosowaliśmy zasady krawiectwa intuicyjnego, należy pamiętać, by odciąć taką część podszewki, która odpowiada za części odszycia, czyli po ludzku: obciąć z przodu ok. 6 cm i na linii dekoltu też. (Boże przestaję się dziwić opisom w Burdzie!, bez wspomagaczy nie przejdzie!) Doszywamy podszewkę do rękawów i do dołu naszej kurtki, po wcześniejszym umocowaniu listwy dołu STOP STOP STOP.... Już więcej nie będę tłumaczyć, obiecuję, przysięgam... Tłumaczenie, to nie moja bajka. Stop.

Szycie po prostu mam we krwi, to jest jak oddychanie. Patrzę na schemat wykroju i już wiem, co i do czego. No i nie czytam opisów i potem się wymądrzam. Taka kurtka, model 127, Burda 6/2005, bez stójki, bez pliski przodu, mogłaby być i bez odszyć, z podszewką tylko, nie jest trudna. Że zamek nawet inaczej wszyłam i zaokrągliłam dół zapięcia z przodu? (Proszę pamiętać, że miałam tylko wykrój, a Burda ze schematem leżała w otchłani szafy). Ograniczamy cukier, nie kreatywność! Trzeba tylko pomyśleć. Dodać dwa do dwóch, uruchomić wizualizację. I wszystko składa się w całość. I mimo czterech kropek, dajemy radę. Szyjemy. STOP.

Ps. Drogi Gościu, jeśli dobrnąłeś do tego momentu, świadczy to o Twojej wyjątkowej wytrwałości. W związku z tym, szyj na zdrowie, żadne "cztery kropki" nie są w stanie Cię pokonać.

Pozdrawiam

Epizod 18/52

 

Po ostatnim grubszym sprzątaniu, nie tylko zewnętrznym, ale i dogłębnym wewnętrznym, doszłam do wniosku, że jak kupię jeszcze jeden kawałek materiału... "Ale, Kochanie, to wszystko na spodnie dla Ciebie i dla Nieletnich, o i na koszule, no popatrz tak się ta kratka schowała...". I jak jeszcze jeden kawałek kupię, to gdzie go upcham? I poszłam i kupiłam! Różową pepitkę ze szlakiem granatowo-beżowym po obu stronach długości! Kupiłam, a w związku z tym, że w szafie z materiałami już nie ma miejsca, zamieniłam ją od razu na sukienkę - tam jeszcze jest miejsce. Różowa pepitka ze szlakiem, lacosta, zadziałała na mnie taką chemią, że musiałam, po prostu musiałam ją nabyć. Chemia okazała się być nie tylko w przenośni. Materiał, po wypraniu (zawsze piorę przed szyciem), wysuszeniu, a w trakcie prasowania, wydzielał charakterystyczną woń octu (ale tylko w trakcie prasowania). Zapewne na etapie produkcji, zadziałano na tkaninę czynnikiem chemicznym, by w przyszłości nie puszczała farby. I nie puszcza, róż grantem nie zagrożony. Ja na materiał zadziałałam nożyczkami, szpilkami i maszyną do szycia. Wykrój wyciągnęłam z archiwum, Burda 1/2007, model 106, sprawdzony, tzn.: nadawał się idealnie do kratki (znowu!). Tak, jak poprzednim razem, musiałam zwiększyć podkrój pach i linie dekoltu z przodu oraz z tyłu. Odszycia sobie darowałam, zastąpiłam je: przy dekolcie wypuską, przy podkroju pach pliską ze skosu. I co ja bym zrobiła, gdyby nie szlak granatowo-beżowy?! Toż on nadał sens istnienia całej sukience. Bez granatu i beżu byłaby różową pepitką i na pewno nie dla mnie. Dodatkowo podziałałam z resztką materiału i uszyłam długi, na 120cm (więcej nie było) prostokąt, podwójnie złożony, o wielorakim zastosowaniu: może być opaską, może być ciekawym zwisem u szyi, może też być po prostu paskiem. Gdyby nie ten granat... to zapewne on tę chemię wydzielał... 

Jak się dobić przed komunią

...to najlepiej młotkiem. I to po wszystkich paluszkach, a na koniec w czółko, tak ogłuszająco. Wymyśliłam sobie projekt, bo teraz to modnie jest mieć projekt i brać udział w projekcie i domykać projekt, że tylko młotek... i imadło, albo dyby, żeby pohamować zapał. Wpadłam na pomysł, że Starszemu, zwanemu dalej Gieniuszem, uszyję marynarkę. Wiadomo, komunia brata nie byle impreza, trzeba się godnie reprezentować... Tym bardziej, że inni patrzą... ;) Ale taka marynarka, hymmm, to nie jest prosta sprawa. Tu trzeba pomyśleć, czy to na pewno się opłaca, czy to nie będzie na jeden raz? Tyle szycia? Ale inni patrzą... Wtedy powinnam się była walnąć młotkiem chociaż w jeden palec. Tym bardziej, że okazja do użycia młotka była, bo mały remont w domu. Postanowiłam, że marynarka będzie z jeansu. Początkujący nastolatek, z pierwszymi objawami nadchodzących zmian (utrata słuchu i wszystkożerność), nie najlepiej się czuje w sztywnej elegancji. Jeans był dobrym wyborem. Za to znalezienie wykroju na wąskie 160 cm, graniczyło z cudem. Oczywiście, gdzieś, kiedyś coś mi przeleciało przed oczyma...ale gdzie to było i kiedy? Ostatecznie zrobiłam wykrój na 152 z modelu na marynarkę komunijną i przedłużyłam o 10 cm. Teraz, w ramach hasła: maj miesiącem dzielenia się wiedzą, podam kilka informacji dotyczących szycia marynarki na chudego nastolatka. I tak, jeżeli mamy duuużo czasu, to robimy kieszenie wpuszczane, jeżeli nie mamy tego czasu, to naszywane ;). Jeżeli nie dajemy poduszek na ramiona, bo trzymamy się sportowej elegancji, to należy linię ramion przeszyć pod skosem, bo nieumięśnione nastolatki ramionka mają spadziste. Głębiej wszyć rękawy, szczególnie z tyłu, bo plecki też wąskie. I rękawy zrobić dłuższe niż wskazuje wykrój. Ja przedłużyłam o 10 cm, a i tak wyszło na styk, ale może chociaż do września...No i do tego znacznie siedzący tryb życia sprawia,że krzywią się okropnie. Przymiarka, jak droga przez mękę: "mamo!!! znowu?!?!!!" Raz jedno ramię wyżej, raz drugie, to znowu brzuch wystaje (bo właśnie pożarł 4 kanapki), a plecy się zapadają...oszaleć można. Zaczynałam częściej zerkać na młotek... ale ludzie będą patrzeć... i dobrnęłam do końca. Kieszenie wpuszczane są, nawet kieszonka na poszetkę, odszycie jest, klapy są, podszewki brak, stębnowania są, guziki pasujące do jeansu są. Nawet spodnie doszyłam, ale cóż o nich pisać: dwie nogawki, rozporek, pasek, szlufki, kieszenie - standard (wykrój Ottobre). Elegancik jest. Projekt zamknięty. Młotek bez śladów tkanek organicznych. 

 

 

Epizod 17/52

Prosta historia. 

Sprawa przedstawia się następująco: zamarzył mi się kołnierzyk. Kołnierzyk motylek. Podpatrzyłam w jednej takiej gazecie, która przedstawia wiodące trendy (doprawdy propozycje są powalające - powalają głównie ceny). Taki kołnierzyk, samoistny byt, nadaje charrrakteru każdej kreacji. No więc sukienka. Najlepiej czarna. Najlepiej mała czarna. Materiał się znalazł. Leżał na półce opisanej: "co to ja z tego nie uszyję!". Oczywiście było go za mało: 1,30 m!!! 130 cm materiału mięsistego, lejącego, z lekką nutą włókien naciągliwych, o jakże wdzięcznej nazwie "andżelika". W związku z materialnymi ograniczeniami, połączyłam dwa wykroje: góra - model 101, Burda 2/2014, dół, bez kieszeni - model 102, Burda ta sama. Na żaden z wyżej wymienionych modeli 130 cm materiału nie starczyłoby, ale od czego jest zakrojone na szeroką skalę kombinatorstwo? Połączone modele ułożyły się w jedną całość. I wiecie co? Powstał model idealny. Serio, serio. Wykroiłam, zeszyłam i.... i.... i nie musiałam nic poprawiać!!! Hurra!!! Było idealnie, perfekcyjnie i w ogóle super. Nawet pomiędzy górną częścią pleców a wystającą dolną częścią nie utworzyła się "bołda" (tzn. materiał się nie zmarszczył, co zwykle prowadzi u mnie do powstawania dodatkowych zaszewek). Oczywiście "andżelika" nie dzianina, a więc nie naciągnie się. Dlatego też sukienka zalicza się do odzieży "korekcyjno-ortopedycznej". Już tłumaczę: zakładając sukienkę z takiej tkaniny należy odpowiednio ułożyć sylwetkę: plecy prosto, podbródek do przodu, brzuch wciągnięty (do kręgosłupa, wzmacniamy mięśnie i pleców i brzucha), pośladki spięte.... i tak do 67 roku życia. Aaaa i nie zapomnieć o obcasie. But na obcasie musi być! No i kołnierzyk motylek, który zakończył jakże prostą historię małej czarnej. Z kołnierzykiem nie było tak łatwo, bo primo: nie miałam gotowego wykroju (więc znowu kombinatorstwo), secundo: zszywanie okazało się karkołomnym wyczynem (te wszystkie zakręty), tertio: po uszyciu nadawał się tylko do prania. I zeszło mi na nim dłużej niż nad sukienką... (chyba to opiszę w osobnym poście). Ale po połączeniu wszystkiego i napięciu odpowiednich mięśni, jest całkiem, całkiem. 

Epizod 16/52

Taka sama... 

Proszę, proszę bardzo. Potrafię się zastosować. Potrafię wybrać sugerowaną tkaninę, nawet kolorystycznie zbieżną. Wykroju nie modyfikuję. Kroję jak trzeba, ułożenie na tkaninie i takie tam. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o zastosowywanie się, bo opisu wykonania już nie czytam. Uruchamiam wyobraźnię i dokonuję wizualizacji: nanoszę poszczególne elementy wykroju na prezentowaną sukienkę i już wiem co i jak. Sukienka, 16 już, model 124, Burda 2/2016, powstaje ze szwu na szew. Tkanina: lacosta, kolor czarny i żółty (jak to prać, gdy czarny farbuje mimo płukania w occie!!!). Lacosta się nie strzępi, więc odpada obrębianie. Można użyć nożyczek w ząbki dla lepszego efektu wewnętrznego, ale...wiadomo...do środka nikt nie zagląda.  Oczywiście najlepiej idzie do pierwszej przymiarki. Po niej następuje zwątpienie. O żeszszszsz... trzeba było wybrać inną tkaninę, to znaczy: nie te kolory, i coś tu na górze nie leży, te ramiona, i tylny dekolt jakoś wychodzi na kark za bardzo. Na podkroje pach w ogóle nie zwróciłam uwagi. Jednak przede wszystkim nie te kolory. Trudno. Nie zawsze się udaje. Stwierdziłam, że zmieniam projekt, bo to nie to. Oddałam sukienkę Mamie. Założyłam, że Jej na pewno będzie pasować. I wiecie co? Dzwoni moja Mama i pyta czy dobrze zrobiłam wykrój i czy nie pominęłam jakiegoś  elementu!!! No nie!!! To ja oddaję Jej PRAWIE gotową sukienkę, tylko podwinąć, a Ona ...że źle zeszyłam!!!!???? Co to, to nie. Nastąpił etap powrotu do źródła. Mamie sukienka też nie leżała. Wiem, bo jakby było inaczej, wisiałaby teraz u niej w szafie, a nie u mnie. Sprawdziłam wykrój, wszystko skroiłam, wszystko zeszyłam, nic nie pominęłam. Po dłuższym mierzeniu doszłam do wniosku, że górną część tyłu, czarną, należy wszyć niżej, a dekolt części żółtej tylnej powiększyć. Powiększyć też linie boczne dekoltu z przodu. Linia ramion do korekty: zmniejszenie o centymetr. Trzeba pogłębić zaszewki tylne (wszystkie te zmiany ze względu na indywidualne uwarunkowania anatomiczne). A pod pachami???? Ja rozumiem,że sukienka letnia i przewiewy wskazane, ale nie każda z nas stoi w pracy na baczność! Pod pachami, po zszyciu, pojawia się przestrzeń ukazująca dół pachowy wraz z marką biustonosza i dolnym kątem łopatki. I już wiem, o co chodziło mojej Mamie, gdy pytała, czy wszystkie elementy zeszyłam. Ewidentnie z tyłu czegoś brakło, a konkretnie zabrakło kawałka podkroju tylnej pachy. No to dosztukowałam brakujący element, bo jednak nie lubię aż takich przewiewów. 

Mama mówi, że teraz może sukienkę przygarnąć... ;)