Cała ja. 120 cm materiału i żakiet szyję! A taki ładny szary melanż, na spodnie miał być. Nie doczekał jednak. Wpadł mi w ręce w chwili skrajnej potrzeby posiadania elementów garderoby biznesowej. 120 cm materiału - przecież nie musi być długi, nie musi być zapinany, nie musi mieć kieszeni, nie musi....a nie, podszewka musi być, no i pasuje żeby rękawy nie były krótkie. Wykrój: Burda 8/2013, model 107, rozmiar 42. Wybrałam ten model głównie ze względu na to, że krótki i nie miał klap, a wiadomo: ze 120 cm materiału nie poszaleję. Do tego okazało się, że fajny szary melanż miał miejscami jakby skazy. Odbyłam więc kombinację norweską połączoną z freestylem. I uszyłam. Żakiet uszyłam. Na turkusowej podszewce. Bez zapięcia, nie długi, bez kieszeni, z małymi poduszkami. Tylko jeszcze pasowałoby go dobrze rozprasować, co pewnie widać na zdjęciach. No i broszka, hit sezonu, a nawet dwie. Broszki z resztek, których na prawdę nie było za wiele. Wykończę się tą kreatywnością i zginę pod hałdami "przydatnych" resztek.
Epizod 5/52
Rozmiar z plusem - czyli boska.
Plus size. Okazało się, że jestem PLUS SIZE. Normalne, z naciskiem na normalne, rozmiary są do 38. Od 40 w górę jest PLUS SIZE. No to się porobiło... Z Burdy szyję rozmiar 42, czyli jestem na "plusie", szkoda, że tylko przy rozmiarze.... Swoją drogą, zawsze podobały mi się propozycje dla pań z serii "duże jest piękne". Nie zmartwiłam się. Wykroiłam więc duuuży rozmiar 42, model 112 B, Burda 2/2016. Co za sukienka!!!! Boska!!!! Ta linia, ta falbana, ach!!! Na sukienkę wybrałam czarną scubę ( szlachetniejsza wersja bistoru ), mięsista, rozciągliwa ( chyba pierwszy raz postąpiłam zgodnie z zaleceniami szanownej redakcji ), z połyskiem lekkim. Szyłam, będąc coraz bardziej zachwyconą, bo ta sukienka, falbana, no boskie... Nic to, że PLUS SIZE. Nic to, że młodsza maszyna nie chciała szyć scuby, mimo wielu zmian igieł, nici i innych kombinacji, z coachingiem włącznie. Nic to, starsza maszyna ( jakieś 20+ pod stopką ) dała sobie radę. Gdy do końca zostało jeszcze tylko podwinąć, nadeszła "końcaświata", w postaci wirusa jelitowego. "Końcaświata" miała same minusy, o których wolę nie wspominać...., "końcaświata" miała dwa plusy: świetnie oczyściła układ trawieny oraz wzmocniła mięśnie głębokie ( te, o których nie miałam pojęcia, że są...). Potem tylko dwa dni w pozycji horyzontalnej i na diecie NNJ (nic nie jem ) i już po "końcaświata". Moja boska wisiała sobie w tym czasie na manekinie. Przymiarka. Na mnie wisiała bardziej. Prucie, przeszywanie, prasowanie... Żmudny proces zwężania nie ominął rękawów, do tego skróciłam je do 37 cm . Zeszłam chyba do rozmiaru 40, ale to dalej plus size...;) Falbanę podwinęłam z pomocą taśmy termicznej. Wiem, wiem, dzianiny na taśmie się nie trzymają, ale założyłam, że dół falbany nie powinien się naciągać, no i że scuba trochę grubsza, więc powinno się trzymać. Dodatkowo taśma termiczna usztywniła dół falbany, dzięki temu ładnie się układa.
Uff, zdążyłam. Sukienka jest. Czyli jestem na plusie :)
Jeans przytarty
Wyszłam rano z domu, odstawiłam do jednostek opiekuńczo wychowawczych moich nieletnich gadających. Po południu odebrałam dwóch wyrośniętych, chudych, nadal gadających. No to tak, tak to wygląda. Jak oka mgnienie. Rosną jakoś po kryjomu, czy co? Wczoraj rozkoszne trzylatki, a dzisiaj długie jakieś takie, chude, ciągle grzebią w lodówce, a na pytanie : głodny jesteś? słyszę: nie, nie, tylko coś słodkiego....
Oczywiście, spodni brakło, albo spodniom brakło długości. Biorę wykrój na 152, 152, 152... no przecież nie ma więcej, w końcu znam swoje dziecko! Taaaa, pozszywałam, nie mierzę, w końcu znam swoje dziecko! Pasek wszyłam, wołam do przymiarki, bo jednak tę długość pasuje ustalić, mimo że znam.... I co?! I za krótkie!!!! To znaczy na styk, ale to to samo, co za krótkie, w przypadku początkującego nastolatka. " Przecież mam 158 cm, a rano 159,7 cm, tata mnie mierzył" .....Aha...no tak, tak... od jakiegoś czasu przecież nie muszę się schylać, by przytulić... Trzeba przedłużyć, spodnie przedłużyć!!! Popruć, coś wstawić... Kiedyś, przeglądając Pinterest, wpadła mi w oko instrukcja, jak domowym sposobem zrobić oryginalne przetarcia na jeansach. Pomyślałam, że kawałek jeansu z takimi efektami, będzie wyglądał lepiej niż bez przetarć i zabrałam się za przedłużanie. Wycięłam 4 prostokąty z jeansu. Wyrysowałam linie, mniej więcej tak, jak miały przebiegać przetarcia, i przyfastrygowałam:
Następnie przeprasowałam:
Po czym wyprałam, zgodnie z sugestią. Mogłam tylko i portki i przedłużki wyprać razem...Po wysuszeniu wzięłam się za przecieranie grzbietów pilnikiem gruboziarnistym, można pumeksem. Nie chcąc od razu zrobić dziury ( pozostawiam tę działalność nieletniemu ) nie tarłam za mocno.
A potem, rozprułam nogawki od dołu do wysokości kolan. Przecięłam, doszyłam wstawki. Oryginalne przetarcia dałam na przód, bo przyjęłam, że z tyłu same się zrobią. Pozszywałam.... Za długie! O nie, o nie, już nic nie robię, niech rośnie ! ( Mam nadzieję, że jak spodnie zaliczą kilka prań i nieletni podrośnie efekt będzie bardziej widoczny. A następnym razem przetarcia zrobię np. pod kieszeniami, albo na kieszeniach tylnych. )
Epizod 4/52
Zakręcona
Miałam plan względem szarego materiału. Kolejny szary zalegający. Cienki, idealny na sukienkę w kolorze pasującym do biurowego dress codu . Chciałam wypróbować wykrój z innego niż Burda pisma z wykrojami. Wybrałam, o taki:
Zrobiłam wykrój, skroiłam, bez dodatków na szwy...wszystko szło dobrze, nici się nie plątały...do pierwszej przymiarki...Nooo nie wyglądało to dobrze, nawet przy całym moim optymizmie. To znaczy, gdyby były to przymiarki do kolekcji Donne Celeste wiosna/lato 2016, to jak najbardziej. Siostra przełożona na pewno zaakceptowałaby krój nowego habitu dla zakonu Sióstr Szarych Bez Gustu. Wszystko wisiało, jak wór pokutny. Zakładki, które w oryginale się nie pokrywają, a tak mi się podobały, odstraszyły mnie całkiem. W górnej części sukienki, sprawiały wrażenie, że biust ma być na wysokości talii, a na dole sukienki sugerowały ciążę spożywczą. O długości napiszę, że zakonna, ale to najmniejszy problem. Po krótkiej konsternacji postanowiłam, nie iść dalej tą drogą. Sprułam wszystko, rozprasowałam i zrobiłam nowy wykrój...z Burdy 12/2015, model 110 A.
Na szczęście miałam więcej tego szarego. Kupiłam resztkę z czerwonym napisem na boku: ZARA. Nie wiem, czy nie była to pierwsza część informacji: ZARA WRACAM, tylko WRACAM ktoś odciął. Wykroiłam co się dało, z tego co już miałam skrojone, a resztę z tego co zostało. No i powiedzcie mi, jak to jest: pozszywałam zakładki, przeprasowałam, złożyłam części, zeszyłam i przy pierwszej przymiarce było prawie idealnie? Model trudniejszy (dwa i pół kropka według Burdy), bardziej pracochłonny, materiał trochę za cienki do tego modelu, a z efektu jestem zadowolona. Poza ciekawymi połączeniami, bardzo podobają mi się rękawy z zaszewką ( ostatnio często pojawiające się w modelach ). Dzięki temu zabiegowi nie muszę korygować wykroju, bo rękawy wszywane są wyżej.
Uwagi na przyszłość: wybrać grubszy materiał, może punto..
Uwaga, uwaga, teraz ważny moment: oto połączenie szycia z technologią IT.
I teraz kręcimy się :)
A po zawrotach i obrotach pora na zdjęcia na żywym organizmie:
Epizod 3/52
Widać - nie widać.
Podejmując wyzwanie uszycia 52 sukienek, zupełnie nieświadomie dołączyłam do grupy uwalniających tkaniny. A moja kolekcja ma potencjał! Czego tam nie ma? Na spodnie, na spódnicę, na żakiet, na kostium rycerza, na małą miss, na Endermana i na kotka, na płaszcz, na futerko.... Odrobina kreatywności i kostium króliczka też będzie ;) No, ale sukienki, sukienki przede wszystkim. Czarny szyfon w kwiatki niebieskie zalegał na półce około 2 lat. Tyleż samo przebywał tam materiał idealnie nadający się na podszewkę. Oba te materiały, pomimo długiego leżakowania, nie zmieniły swego przeznaczenia. Od początku, to jest od momentu zakupu, miały stać się taką oto sukienką:
Na stół trafił arkusz z wykrojami z Burdy 12/2013. Z modelu 121 powstała szyfonowa warstwa wierzchnia. Szyfon okazał się nie taki znowu straszny, chociaż lubi się strzępić i rozchodzić na szwach. Zszywając poszczególne elementy wykorzystałam szew francuski ( ach ten język polski ), czyli najpierw po prawej, potem szycie po lewej stronie materiału. Bardzo elegancki to szew i do szyfonu idealny, niby go widać, a nie widać. Znając swoje "zamiłowanie" do gumek ( chyba, że są to spodnie dla nieletnich ), postanowiłam nie dodawać sobie warstw materiału w pasie. Stąd też spód, zwany podszewką, powstał z połączenia góry od modelu 122 ( Burda 12/2013 ) i klasycznego półkoła, w pasie na gładko. I tak oto powstały dwie sukienki: jedna z szyfonu, druga a la podszewka. Założone razem, w odpowiedniej kolejności, stanowią jedność. Nie stanowią natomiast żadnej ochrony przed zimnem, w związku z tym sukienkę polecam do noszenia w pomieszczeniach zamkniętych o temperaturze +21.
Uwagi na przyszłość: Gdybym jeszcze raz szyła z takiego szyfonu ( czytaj: nic a nic się nie rozciąga ) to górę ( przód, tył i rękaw ) skroiłabym ze skosu... dół pewnie też :)
Szara elegancja
Sukienki sukienkami, ale spódnic to prawie nie mam. W ramach wietrzenia tkanin wyciągnęłam jedną taką zalegającą. Poliester i inne sztuczności na 100 %, do tego mięsisty i sztywny. Kolor szary melanż, z gatunku "nie do zdarcia". Szary bywał zwany "nową czernią", jednak uniwersalność czarnego pozostała nietknięta,a szary pozostał szarą eminencją mody. Mój szary "nie do zdarcia", został skrojony po skosie, na spódnicę z prawie koła. Skorzystałam z Burdy 4/2007, a więc archiwum, model 104. Oczywiście zmiany zostały wprowadzone, nawet w tak prostym wykroju: obniżyłam podkrój talii o 4 cm i na jego bazie wymodelowałam szerszy pasek. W ten sposób ładnie wpisuje się on w linię spódnicy. W bok wszyłam zamek kryty, a pasek zapina się na dwa guziki. Dodatkowo zrobiłam dwie szlufki, by móc nieco urozmaicać szarość innym kolorem. Dół spódnicy podkleiłam taśmą termiczną. Wątpiących w taśmę termiczną: czy wytrzyma, czy w praniu nie odejdzie, informuję, iż mnie się jeszcze nie zdarzyło ( piorę zwykle w 40 stopniach ). Sztywność tkaniny gwarantuje, że spódnica nie zwisa smętnie wokół ud. Natomiast skład włókien sprawia, że prawie się nie mnie. Czyli idealna :)